Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
6.81 km 0.00 km teren
00:18 h 22.70 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Po serwisie

Poniedziałek, 6 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 0

Przyszedł czas na uporządkowanie "rowerowych" spraw. Poprawiłem oponę w Kosi i założyłem nowy licznik. Antkowi dopompowałem koła, bo wczoraj z tyłu pod obciążeniem było jednak o minimum za mało. Po skończonych pracach wyjechałem Kośką na przejazd. Chyba mi już tak zostanie... Tylko ciekawe kiedy wpisy na blogu uzupełnię ;-)



Mimo, że po założeniu nowych opon odbyłem jazdę testową, to dopiero teraz zauważyłem wyraźną różnicę w toczeniu się kół. Było lepiej, niż na Rubenach ;-) Postanowiłem objechać Koźle parkiem. Utrzymywałem dobre tempo, a pomagał mi w tym fakt, iż Kośkę jednak lepiej się rozpędza. Jadąc nią wręcz chce się deptać :-) Na skrzyżowaniu Gazowej i Łukasiewicza przyśpieszyłem tak raptownie, że momentalnie na liczniku pojawiła się wartość ponad czterdziestu kilometrów na godzinę :-) Szkoda, że nikt z tyłu mnie nie obserwował :-) Pewien odcinek drogi po prostu łyknąłem :-) Koniec trasy zasygnalizowałem dźwiękiem - wymienione tylne klocki strasznie piszczą :-) Echo rozniosło się po całym osiedlu :-)

Dane wyjazdu:
82.80 km 0.00 km teren
04:48 h 17.25 km/h:
Maks. pr.:33.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy do Parku!, dzień 2

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 0

Wstaliśmy w urlopowych nastrojach. Byłem bardzo ciekaw, co będzie nam dane dziś zobaczyć :-) Jeszcze nie przeszło mi zauroczenie tymi terenami. Po śniadaniu szybko ustaliliśmy trasę, spakowaliśmy się i wyruszyliśmy :-)


Słońce grzało jak wczoraj. Robiąc jeszcze płynne zakupy po drodze, ruszyliśmy w drogę do Parku. Wspomagając się mapą i trochę nawigacją, dojechaliśmy do pierwszego punktu. Wszystko szło sprawnie, aż tu nagle Ania złapała gumę... :-) Znowu :-) Na szczęście wszystkie potrzebne narzędzia mieliśmy pod ręką, a że zmieniając ostatnio opony zarówno w Antku jak i w Kosi doszedłem do wprawy, to postój nie trwał za długo :-) Niebawem dotarliśmy do jakieś kapliczki i ołtarza, położonego przy starej budowli, gdzie chwilę się pokręciliśmy.











Jechaliśmy dalej, zauważając przechodzącą przed nami przez drogę sarnę. W dalszej części drogi, aż rozdziawiłem buźkę na widok lasu :-) Szkoda, że aparat nie oddaje uroku tego miejsca. Zresztą nie tylko tego, bo na każdym kroku moglibyśmy się tak zatrzymywać :-)



Napawając się widokami, nieco okrężną drogą (ale za to lasem), dotarliśmy do celu dzisiejszego wyjazdu - miejscowości Paryż :-) Co prawda przejechaliśmy ją całą, ale na wieżę się nie natknęliśmy ;-)



Poczęliśmy zmierzać w drogę powrotną, wjeżdżając - znów nieco na czuja (a po wczorajszym dniu nie miałem ku temu oporów :-) ) - w polną drogę :-) Niebawem dotarliśmy do głównej, którą dojechaliśmy do Pokoju. Na tym etapie, zacząłem już trochę czuć zew prędkości, więc trochę odłączyłem się od Ani :-) Na miejscu pokręciliśmy się trochę po parku, dziwiąc się nieco, że w taki dzień jest on opustoszały. Po drodze zahaczyliśmy oczywiście o stawy. Ania zauważyła też (bo mnie to oczywiście umknęło), że punkt czerpania wody - ostatnio wyschnięty do suchej ziemi - teraz jest napełniony wodą po brzegi :-) Czyżby tyle napadało od czasu, gdy byliśmy tu ostatnim razem? ;-)






Aby nie jechać już do końca główną drogą, postanowiliśmy odbić do miejscowości Krzywa Góra. Po chwili znów sunęliśmy pięknym szlakiem :-) Na swej drodze napotkaliśmy wtedy pół gołębia - pół pawia i ładne koniki :-)




Było już oczywiste, że nie zdążymy na zaplanowany wcześniej pociąg powrotny, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało :-) Na miejscu obydwoje walnęliśmy się na materace, położone na trawie, a towarzyszył nam dziarski gołąb :-)

DST: 61,94 km TM: 3:44 h:min AVS: 16,5 km/h MXS: 30,2 km/h




Jazda w drodze na pociąg, początkowo była spokojna. Obydwoje żegnaliśmy się z tym miejscem wiedząc, że czeka nas powrót do rzeczywistości. W miarę jak zbliżaliśmy się do Opola, zmniejszała się ilość dostępnego czasu, natomiast zwiększała nasza prędkość ;-) Do pociągu zapakowaliśmy się w pośpiechu :-) Gdy dojechaliśmy na miejsce, pomogłem jedynie Ani dostać się na piętro, a następnie udałem się do domu, podreperowywując trochę dzisiejszą średnią ;-)

Dane wyjazdu:
99.21 km 0.00 km teren
05:12 h 19.08 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy do Parku!, dzień 1

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 0

Na dziś wypadał zaplanowany wcześniej wyjazd do Stobrawskiego Parku Krajobrazowego. Przed opuszczeniem Kędzierzyna, musiałem jednak wstąpić do Ani po jej rzeczy i dojrzeć Bronka i Kazika (vel Stefana :P ). Zrobiłem jeszcze małe zakupy na drogę i w długą! :-) Czekała mnie piękna przejażdżka w gorący dzień :-)


Na Kuźniczkach zagapiłem się i przejechałem wjazd na szlak za Kanałem, ale wjechałem w następną uliczkę i niebawem dotarłem tam, gdzie chciałem, nieco przedzierając się przez chaszcze :-) Plan podróży zakładał wjazd na Górę św. Anny i przejazd przez Kamień Śląski. Osiągnąłem go, jadąc do Anki standardową drogą. Było bardzo gorąco. Na podjeździe powyprzedzali mnie wszyscy :-) Oczywiście Ci zmotoryzowani :-) Gdzieś w 1/3 lekkiego podjazdu przed zwrotem, zauważyłem dwa rowery w rowie. Ich właściciele zajadali czereśnie z przydrożnego drzewa. Trzeci siedział na rowerze i pilnował. Kilkadziesiąt metrów później, minęły mnie dwie zakonnice w białej skodzie. Oj... To się chłopakom dostanie! ;-) Po kilku chwilach jazdy, a jeszcze przed nawrotem, dostrzegłem wóz opancerzony ;-) To znaczy pokryty blachą wóz cywilny, stylizowany na czołgo-amfibię ;-) Jak się później okaże, w dalszej trasie, spotkam jeszcze na drodze cabrio z lat trzydziestych ubiegłego wieku i przepięknie odrestaurowaną Warszawę. Takie smaczki też się przecież liczą :-) Na szczycie góry, zatrzymałem się jedynie na moment, a postój na uzupełnienie płynów, zrobiłem sobie kilka kilometrów dalej. Po chwili na drodze zatrzymało się BMW na wrocławskich rejestracjach, wiozące eleganckiego pana i panią. Kierowca zapytał o drogę do Strzelec Opolskich - szybko pokazałem na nawigacji i po problemie :-) Prowincja, bo prowincja, ale za to jaka! ;-) Zabrać się nie chciałem. "Nie, dziękuję - wolę rower" ;-)
Na skrzyżowaniu skierowałem się na Strzelce, aby za chwilę odbić w boczną uliczkę. Niepewny swego podróżniczego losu, postanowiłem zapytać o drogę miejscowych. Niestety nie był to dobry pomysł, bo Ci z powrotem skierowali mnie na główną, a jak się później okazało jadąc prosto, dotarłbym po sznurku tam, gdzie chciałem. Nie wyszło jednak źle, bo po chwili - zauważając czerwony rowerowy szlak - postanowiłem na niego wjechać. Byłem w rejonie, którym w tamtym roku wracaliśmy z Anią z Surowiny. Praktycznie widziałem zjazd z głównej w stronę Góry św. Anny :-) Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z dzisiejszym wyjazdem :-)
Do Kamienia Śląskiego dotarłem bocznymi drogami, czasem nie wiedząc nawet, gdzie dokładnie się znajdowałem :-) Od razu pomyślało mi się o Rumunii i opisach wypraw, gdzie asfalt kończył się w lesie :-) Tu miałem taką namiastkę :-) Oczywiście bardzo mi to odpowiadało :-)





Co prawda plan był taki, aby przez Kamień jedynie przejechać, ale jadąc obok parku usłyszałem, że jest tam jakaś impreza. Postanowiłem więc sprawdzić, co się tam dzieje :-) Na miejscu stwierdziłem, że był to raczej jakiś miejscowy festyn - raczej nie wesele, bo panny młodej nie widziałem ;-) Objechałem park i wróciłem na drogę, po chwili zatrzymując się w sklepie, aby kupić coś do picia. Jak się później okaże, w ciągu tego przejazdu wypiłem trzy litry płynów. Na wylocie wpadła na mnie biedronka i jechała ze mną aż do Tarnowa Opolskiego, przechodząc z ramy, to na jedną, to na drugą manetkę :-) Ależ to był fajny widok :-) Pod koniec naszej wspólnej podróży widać było, że zaczyna zbierać się do lotu, ale chyba powstrzymywał ją pęd wiatru. Zacząłem nawet kibicować jej w myślach, ale odleciała dopiero wtedy, gdy na głos krzyknąłem "No dawaj mała!" :-) Mam nadzieję, że nie da się zjeść...






Gdy wyjechałem poza zabudowania, znów mogłem zaznać leśnej ciszy. To zjeżdżałem z asfaltu prosto do lasu, to wjeżdżałem do niego, pokonując uprzednio uliczki, uczęszczane jedynie przez miejscowych. To, że robiłem to w ciemno nie przeszkadzało mi w ogóle - ważne było jedynie to, aby zachować kierunek jazdy :-) W jednym z miejsc, natknąłem się na "teren ochrony bezpośredniej", czyli jak można sądzić - po prostu bunkier :-) Muszę stwierdzić, że był bardzo zadbany :-) Cały czas jechałem bocznymi dróżkami, lub lasem. Było cudnie! :-) Nawet palące słońce w ogóle mi nie przeszkadzało. Gdy dotarłem do krajowej czterdziestki szóstki, postanowiłem pojechać prosto. Nic to, że po kilkudziesięciu metrach asfalt się skończył i zaczęła się polna droga! :-) Absolutnie w ogóle mi to nie przeszkadzało! :-) Zostało mi to wynagrodzone, bo natknąłem się na pomnik przyrody - dąb szypułkowy. W rzeczce obok, kąpały się jakieś chłopaki :-) Cóż za niespodziewane miejsce! :-) Kolejny postój był na mostku, gdzie po chwili zjawili się przejazdem inni rowerzyści :-) Jadąc dalej stwierdziłem, że chyba jestem w niebie :-)




Na kolejnym postoju w jakieś wsi, widziałem psa kierującego traktorem, a gdy ruszyłem w drogę, za ogrodzeniem jednego z domostw - przy śmiechu domowników i moim - zaczęły gonić mnie dwa małe psy. Wyglądało to tak, że przez pierwsze dwa metry, to ja byłem celem do obszczekania, następnie pierwszy pies zaczął w biegu gonić naokoło swój ogon, a po chwili ten z tyłu zaczął na niego szczekać. Wyglądało to przekomicznie :-))
Niebawem przeciąłem ostatnią wylotówkę z Opola, po której całkiem niedawno jechałem - teraz bezpośrednim celem była już Surowina. Mimo, że cały czas jechało mi się fajnie, to jednak po kilku kilometrach dalszej jazdy musiałem przystanąć, gdyż poczułem, iż tracę świeżość. Traf chciał, że obok biegła droga wgłąb lasu. Sprawdziłem na nawigacji kierunek... Dojechać dojadę! :-) Tak więc ostatnim dzisiejszego dnia leśnym skrótem, dotarłem do Świerkli, a następnie do końcowego celu dzisiejszego wyjazdu, gdzie zgotowano mi miłe powitanie :-) Co prawda bez chleba i soli, ale to chyba jeszcze nie czas... ;-)



Nie spodziewałem się, że na tak długim odcinku, zdołam przejechać trasę, jadąc praktycznie cały czas lasami. Coś niebywałego! :-) Co innego przejechać 100 km po okręgu na jakimś obszarze, a co innego przejechać po linii prostej, przez prawie pół województwa :-) Nie pomylę się chyba, jeśli stwierdzę, iż była to najlepsza rowerowa trasa tego typu w tym roku :-) 100 km jechane momentami dosłownie na czuja :-) Aby z dala od urbanizacji! Coś pięknego... :-) Tak, to można odkrywać swoje tereny! :-)
Był to też mini test dla Antka. Pierwsze spostrzeżenie, to drętwiejąca prawa dłoń. Chyba będzie trzeba nieco inaczej ułożyć kierownicę. Być może także i siodełko będzie do wymiany przed wyprawą... Poza tym, jak najbardziej OK! :-) Dał rady :-) Potwierdził wysoki komfort jazdy, bo np. wybieranie wybojów, czy nierówności, to w jego wykonaniu pierwsza klasa :-) W porównaniu z poprzednim bagażnikiem i sakwami, nie musiałem też uważać na to, aby nie zahaczać o nie piętami :-)
Do tego momentu moja statystyka wyglądała następująco:

DST: 89,84 km TM: 4:32 h:min AVS: 19,7 km/h MXS: 42,9 km/h

Wieczorkiem wybraliśmy się jeszcze z Anią do Brynicy. Jechałem już bez sakw i był to spokojniejszy wyjazd. W drodze powrotnej postanowiliśmy jeszcze sprawdzić jeden leśny trakt, ale ostatecznie wróciliśmy się, gdyż wychodziło na to, ze nie dojedziemy nim do celu.
_
Oby takich dni było więcej :-)

Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Do pracy :-)

Piątek, 3 czerwca 2011 · dodano: 03.06.2011 | Komentarze 0

Wczoraj wpadłem na pomysł, aby dziś pojechać do pracy na rowerze. Bo w końcu skoro mam sakwy... ;-) Poza tym muszę wstąpić do serwisu, bo coś z przednim hamulcem jest nie tak po zamontowaniu bagażnika. Dziś miała nastąpić realizacja tych planów :-)

Dom, praca, serwis, sklep, kręcenie, dom, kręcenie ;-)

Jechało mi się bardzo fajnie :-) Może faktycznie będę jeździł do pracy na rowerze? Gdy tam dotarłem, Antek wzbudził lekkie zainteresowanie swoją obecnością. Muszę przyznać, że prezentuje się naprawdę ładnie! Na tym rowerku aż chce się łykać kilometry! Choć przecież i Kośka jest takim połykaczem :-) Obydwa mają jednak odmienne charaktery :-)
Po pracy udałem się do serwisu. Jazda była przyjemnością :-) Pan tylko dotknął koła i hamulec był naprawiony ;-) Następnie wizyta w zaprzyjaźnionym sklepie rowerowym i malutkie zakupy, a później chwila na lody z Anią na parkowej ławce. Kolejno mierzenie kierownicy suwmiarką pod uchwyt na nawigację, wnoszenie Pszczoły na piętro i heja do przodu! Znaczy się do domu ;-) W planach miałem zmianę opon u Kosi, a także założenie wszystkich sakw (prócz wora) tak, jak należy.




Po wszystkim przejechałem się obydwoma rowerami dla sprawdzenia. Pech chciał, że Antkiem jechałem już po zmroku i zostałem zatrzymany przez policję. Mimo dwóch zamontowanych lampek tylnych, nie włączyłem ani jednej. Po spuszczeniu powietrza z kół (przy akompaniamencie małych negocjacji z uśmiechem na twarzy), mogłem doturlać rower do domu. Szczęściem miałem ledwie kilkadziesiąt metrów :-) Po ponownym napompowaniu, odstawiłem Antka na miejsce :-)

Dane wyjazdu:
6.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Powrót Antka

Czwartek, 2 czerwca 2011 · dodano: 03.06.2011 | Komentarze 0

Wczoraj przyszły sakwy i bagażniki, a dziś opony. Także dzisiaj otrzymałem telefon, że rower jest do odbioru. Ładnie się złożyło :-) Co prawda popołudniowe plany były inne, ale... ;-)

Powrót Antkiem z Kędzierzyna i wieczorny, mały objazd :-)

W sklepie w Gliwicach od razu wymieniłem chwyty i dołożyłem rogi. Rower od razu zaczął wyglądać poważniej :-) Po powrocie zjedliśmy z Anią pizzę i pojechałem do domu. W sumie, to nawet cieszę się, że Antek wrócił, bo już się stęskniłem.
Gdy sunąłem trochę zamyślony obwodnicą, najechałem na leżący kawałek cegłówki(!), która uderzyła od spodu. Zatrzymałem się i odwróciłem rower, bardzo uważnie się mu przyglądając. Na szczęście nie było żadnych śladów. Dalsza droga do domu, przebiegła już sprawnie i bezproblemowo. Trzeba przyznać, że Antek jest dużo wygodniejszy od Kośki. Obydwa te rowerki, mają jednak inną charakterystykę. Gdy przybyłem do domu, zabrałem się do roboty.
Na początek wymieniłem opony, co bardzo wpłynęło na image Antka. Nawet nie spodziewałem się, że będzie miało to aż tak duże znaczenie. Kolejne były bagażniki. Sakwy założyłem tylko na tył. Rower wyglądał teraz dostojnie. Nabrał charakteru! :-) Muszę przyznać, że bardzo mi się podoba... Oczywiście nie obyło się bez rundy honorowej :-)







Rowerek jeździ naprawdę fajnie! :-) Jestem BARDZO zadowolony z efektu, jaki osiągnąłem po tych minimalnych przeróbkach stylistyczno-wyprawowych :-) Naprawdę jestem uradowany :-) I też zbzikowany na punkcie swych rowerków :-)

Dane wyjazdu:
15.76 km 0.00 km teren
00:41 h 23.06 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Zakończenie miesiąca ;-)

Wtorek, 31 maja 2011 · dodano: 31.05.2011 | Komentarze 0

Dopadł mnie chyba rowerowy dołek, związany z rowerkiem wyprawowym. Mam kilka dylematów do rozwiązania. Poza tym mam chyba też minimalnie gorsze popołudnie.
Dziś ostatni dzień maja. Nie spodziewałem się, że ten miesiąc będzie aż tak bardzo rowerowy. Jeździłem codziennie, chyba że nie pozwalała na to pogoda.
Jest tak jakby trochę duszno, przez moment na horyzoncie jakby nawet pojawiły się chmury, ale ostatecznie się rozpogodziło.



Niepodobnie do mnie, powoli wytoczyłem się z osiedla. Jakoś nie miałem ochoty na mocne deptanie. Zatopiłem się w rozmyślaniach... Jazda w parku wyglądała podobnie, ale gdy do niego wjeżdżałem poczułem jednak, że powoli wstępują we mnie nowe siły :-) Wystarczyło 1,1 km, abym odżył :-) Rower, to piękna sprawa jest... :-) Mimo wszystko dziś nie miałem ochoty na szybką jazdę.
Za Kobylicami na polu przed Dębową, rozkładali się (a może już składali? ;-) ) dwaj panowie z paralotniami. Ja tymczasem zwróciłem się ku głównej. Przez moment po lewej grechotały żaby :-) Niebawem dotarłem do Reńskiej Wsi, a następnie wjechałem na polny skrót do Radziejowa. Mijając jedną z odnóg, spojrzałem tam od niechcenia i zobaczyłem biegnącego zająca :-) Cóż za zbieg okoliczności :-) Chyba po raz pierwszy popatrzyłem wgłąb tej drogi w ogóle :-)
Gdy wyjechałem na asfalt czułem, że jeszcze trochę bym pojeździł, ale zdecydowałem się jednak na powrót do domu. Muszę znaleźć rozwiązanie dla swoich dylematów. Za rondem w Większycach troszkę przycisnąłem (MXS) i po jakimś czasie dotarłem na miejsce.

Dane wyjazdu:
11.27 km 0.00 km teren
00:26 h 26.01 km/h:
Maks. pr.:41.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Powolne(?) podsumowanie maja ;-)

Poniedziałek, 30 maja 2011 · dodano: 30.05.2011 | Komentarze 0

Po południu złożyłem wizytę w sklepie rowerowym, aby porównać organoleptycznie opony 1.4 i 1.75. W sumie, to nie spodziewałem się aż tak dużej różnicy. Mam także dylemat w kwestii wyboru licznika - teraz, to już chyba rozważam wszelkie możliwe rozwiązania. Jako, że towarzyszyła mi Ania, to wpadliśmy do domu i przegoniliśmy Benka po parku :-) Wróciłem dopiero o dwudziestej, a na rower wyszedłem już po kilku minutach.



Mimo później pory, wciąż było ciepło i czuć było gorące fale powietrza. Gdy tylko wyjechałem z osiedla, nadarzyła się okazja, aby gwałtownie przyśpieszyć: w ulicę w którą zamierzałem skręcać, wjechała czwórka rowerzystów. Od razu gwałtownie depnąłem, wyprzedzając ich jeszcze w zakręcie. Różnica prędkości była spora :-) Następnym celem był samochód :-) Śmignąłem obok niego, mając prawie 40 km/h na liczniku i chwilę później przekroczyłem tą barierę (MXS). Pędziłem tak aż do końca ulicy, ginąc maruderom za kolejnym skrzyżowaniem :-) Było to już raczej równoznaczne z ustaleniem charakteru wyjazdu :-) Co prawda parkiem jechałem nieco wolniej (mając okazję posłuchać dzięcioła przez kilka sekund), ale już poza nim znów przycisnąłem, pozdrawiając przy okazji kolegę z pracy :-)
Na początku Dębowej kumkały sobie żabki, a ja wciąż trzymałem tempo. Oczywiście nie było zależności między tymi dwoma wydarzeniami ;-) Nawet muszki, co chwila pakujące mi się do oczu, nie były w stanie wytrącić mnie z rytmu. Muszę jednak jak najszybciej sprawić sobie nowe okulary. Gdy przejechałem przez polny trakt do Kobylic, pojawił się nowy cel ;-) Co prawda były to dwie kobiety na rowerach, ale jednak jechały ode mnie w znacznej odległości. Mimo to - dynamicznie przyśpieszając - znalazłem się przed nimi, po czym ładnie dohamowałem i wszedłem w zakręt, aby znów na prostej nabrać tempa i kolejny zakręt pokonać śliczną linią :-)
Niebawem znów dotarłem do asfaltu, a następnie skręciłem do parku, przez który przejechałem z prędkością wyższą od dotychczasowej średniej :-) Za promenadą znów przycisnąłem i utrzymując ładną prędkość, dojechałem do domu :-) Słońce dopiero zachodziło :-)

Dane wyjazdu:
52.23 km 0.00 km teren
02:48 h 18.65 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Piotrkowa wycieczka? ;-)

Niedziela, 29 maja 2011 · dodano: 29.05.2011 | Komentarze 0

Wczoraj poszedłem późno spać, pogrążony w temacie wyboru sakw i innego osprzętu do nowego roweru. W sumie, to chyba nawet rower mi się śnił... Rano także zostałem zbudzony przez rowerowe myśli i od razu włączył mi się dylemat na temat licznika... To już chyba nie jest pasją, a obsesją... ;-)



Trochę błądząc na osiedlu, dotarliśmy wraz z Piotrkiem do parku. Co prawda była to "piotrkowa" wycieczka, ale za miastem okazało się, że to mnie przypadł zaszczyt dowodzenia :-) Jako że wczoraj padało, jechaliśmy asfaltem omijając nieutwardzone drogi. Oczywiście z miejsca, włączyło się nam gadanie :-) Gdy dotarliśmy na miejsce, poczuliśmy klimat wakacji... Tam dopiero włączyła się nam gadka, a po czasie Piotrek wskoczył do wody, natomiast ja siedziałem na brzegu, także nie pozbawiony atrakcji - przyjechały crossy, gość na quadzie i przypałętał się pies :-)







Gdy Piotr wyszedł zaproponowałem, abyśmy zrobili jeszcze jedno kółko, ale zanim się zebraliśmy, zrobiło się na tyle późno, że postanowiliśmy jednak udać się już do swoich domów. Warto dodać, iż podczas tej rozmowy, wpadłem na świetny pomysł, dotyczący szczegółów pewnego konceptu wykorzystania Kośki - ale to dopiero za kilka lat ;-)
Oczywiście znów zaczęliśmy gadać, a na ostatnim skrzyżowaniu w lesie, Piotr wypatrzył ciekawych kształtów chmurę. Co prawda rozwiało ją po kilku minutach, ale był to zjawiskowy widok. Ja tymczasem postanowiłem zaryzykować i odszukać wjazd na szlak, co zresztą udało mi się bezbłędnie :-)




Postanowiliśmy też w drodze powrotnej, jechać nieutwardzonymi drogami. Co prawda musieliśmy ominąć kilka dużych kałuż, ale zestawiając to z brakiem samochodów, bilans był dla nas oczywiście jak najbardziej pozytywny :-)




Dane wyjazdu:
44.76 km 0.00 km teren
01:49 h 24.64 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

I znowu trochę pagórkowo

Czwartek, 26 maja 2011 · dodano: 26.05.2011 | Komentarze 0

W ciągu dnia miałem chęć na dłuższą wycieczkę po południu. Co z tego, jak siedziałem w pracy... ;-) Po powrocie do domu, zaczęło się liczenie czasu i sprawdzanie dystansu za pomocą bloga. Chyba mam fajną koncepcję... :-)



Od samego początku, jechało mi się jakoś ciężko. W okolicach Kobylic, zacząłem nawet zastanawiać się, czy aby na pewno chce mi się podążać zaplanowaną wcześniej trasą. Mimo to wciąż pedałowałem. Za Ciskiem wyjechałem kilka metrów przed innym rowerzystą i mimo naprawdę mizernego tempa, nie zostałem przez niego wyprzedzony. Po krótkim - dosłownie minutowym - przystanku przed Zakrzowem, wstąpiły we mnie nowe siły. Przejeżdżając przez ową miejscowość, zacząłem rozglądać się za ulicą, w jaką zamierzałem skręcić. Prowadziła ona do trasy, którą już kiedyś chciałem wypróbować. Wjechałem w nią, mijając po drodze kapliczkę. Po niedługim czasie, zatrzymałem się za znakiem informującym o tym, że Zakrzów mam już za plecami i rozejrzałem się. Po lewej miałem ładny widok - droga prowadziła ku Dzielnicy i już wiedziałem, że kiedyś ją przetestuję. Dostrzegłem też bażanta na polu. Albo to kura była - niestety nie widziałem dokładnie. Chyba jednak bażant ;-) Ptaki śpiewały, siedząc na pobliskich drzewach.
Za następną miejscowością, uczepił się mnie inny rowerzysta i towarzyszył mi aż do Polskiej Cerekwi. Coś nie mogłem przycisnąć, aby go zgubić i jakoś znów ciężko mi się jechało. Pewnie też i przez wiatr. Centrum Polskiej Cerekwi okazało się być jakby wyrwane z rzeczywistości. Tutaj chyba czas się zatrzymał :-)



Minąłem kościół, ładnie położony na wzgórzu, a już za zabudowaniami szybko zjechałem z górki. Wcześniej minąłem też skrzyżowanie, przez które przejeżdżałem przed miesiącem. Chyba polubię te okolice :-) Zjechałem z głównej, wjeżdżając pod górę, następnie jadąc polną drogą, która doprowadziła mnie do jeziorka, które odkryłem całkiem przypadkowo zimą. Tym razem jednak słońce miałem przed sobą i nie dało się zrobić fajnego zdjęcia :-) Po kilkunastu minutach pałętania się, pojechałem dalej.





W Ostrożnicy dopadł mnie pies, ale wybieg pod tytułem "uwaga, bo rozjadę" znów zadziałał ;-) Ów pies skutecznie jednak odwrócił moją uwagę od ładnie przystrojonego wozu na placu przed jedną z posesji. Na zjeździe do Przedborowic, znów pomknąłem niczym wicher :-) Pagórki mają to do siebie, że można na nich trochę przygazować ;-) W Przedborowicach napotkałem niezdecydowanego, małego kremowego psiaka. Nie mógł się bidok zdecydować, czy mnie gonić, czy też nie :-) Korzystając z tego, zagadałem do niego i tak oto przejechałem obok bezstresowo :-) Oczywiście bardzo ucierpiała na tym moja średnia ;-) Kolejny etap, był typowym biciem kilometrów. Na tym odcinku już chyba tak po prostu będzie :-) Przed Naczysławkami po prawej stronie, zauważyłem w oddali pas iglastego lasu. Rozejrzałem się. Nie wiem, czy to rower, czy to może lato tak na mnie wpływa, ale okolice Kędzierzyna zaczynają mi się podobać :-) Oczywiście z wyłączeniem samego tytułowego miasta :-)
Do Dębowej znów biłem kilometry. W okolicach jeziora miałem wrażenie, że widzę jadącego po polnej drodze Piotrka, ale gdy zadzwoniłem do niego z domu, okazało się, że to jednak nie był on :-)

Dane wyjazdu:
10.51 km 0.00 km teren
00:28 h 22.52 km/h:
Maks. pr.:37.40 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Ot taka przyjemna przejażdżka :-)

Środa, 25 maja 2011 · dodano: 25.05.2011 | Komentarze 0

Z pracy wróciłem do domu po południu. Jeszcze poza domem miałem chęć na krótką przejażdżkę - taką aby tylko - ale gdy już byłem w domu, nabrałem ochoty na troszkę dłuższy wypad. Było już jednak dosyć późno, więc wybrałem z bloga dwie trasy, patrząc pod kątem czasu jazdy. Miałem około godziny. Fajnie będzie ot tak przejechać się po mieście, a w razie co zawsze można dodatkowo improwizować :-)



Przejechałem przez działki do Odry. Było już trochę chłodno, ale na rowerku przecież się rozgrzeję :-) Na promenadzie jadąc w stronę parku, minąłem dwie biegnące dziewuszki. W okolicach szpitala przejechałbym psa. Skończyło się na szybkiej wymianie uśmiechów ze starszą panią - jego właścicielką :-) Sprawnie przemieściłem się parkową alejką, spotykając pod koniec te same dziewuszki. Wciąż biegły. No ładnie, ładnie :-) To się chwali :-)
Wyjeżdżając z parku, postanowiłem pokręcić się jeszcze trochę. Było przyjemnie, fajnie się jechało... To llubię :-)