Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:787.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:39:42
Średnia prędkość:19.04 km/h
Maksymalna prędkość:45.10 km/h
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:35.77 km i 1h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
15.41 km 0.00 km teren
00:43 h 21.50 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Doposażanie Antka, cz. 1 ;-)

Środa, 15 czerwca 2011 · dodano: 15.06.2011 | Komentarze 0

Ostatnimi czasy doszedłem do wniosku, że dojeżdżanie rowerem do pracy ujmy przecież mi nie przyniesie ;-) W sumie, to jest to naprawdę fajny pomysł :-) Przez ostatni rok poprawiłem formę, więc nawet przez te siedem kilometrów nie zdążę się zgrzać :-) Zresztą... I tak musiałbym skoczyć do sklepu w Kędzierzynie... ;-)



Dojazd do pracy zgodnie z planem :-) Szybko i sprawnie dotarłem na miejsce, a ponadto - co oczywiste - z roweru schodziłem bardziej szczęśliwy, niż jestem wtedy, gdy wychodzę z autobusu ;-) Musiałem jednak zweryfikować zakupowe plany - nie wziąłem ze sobą karty, ani nie miałem wystarczająco dużo gotówki. Nic to! :-) Postanowiłem więc dziś podjechać w drodze do domu i zobaczyć telefon, na którego kupno się szykowałem :-) Powrót do domu zaplanowałem parkiem i była to o tyle dobra decyzja, bo załapałem się jeszcze na imprezę w przedszkolu ;-)

Dane wyjazdu:
65.81 km 0.00 km teren
03:34 h 18.45 km/h:
Maks. pr.:39.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Z Antkiem na przegląd

Wtorek, 14 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 0

Wczoraj pomyślałem sobie, że chyba nadszedł czas, aby udać się z Antkiem na przegląd serwisowy. Rano wcześniej się obudziłem. Od razu do głowy wpadła mi myśl o pięknym Antku, serce szybciej zabiło i już spania nie było... :-) Zacząłem przysypiać dopiero po budziku, jak już trzeba było wstawać. Za oknem słońce zaczynało już ładnie, porannie świecić i niebawem byłem już w drodze do pracy.



Antoś znów wzbudził zainteresowanie części załogi, ponieważ po raz pierwszy pojawiłem się tam z czterema sakwami :-) W ciągu dnia zadzwoniłem do sklepu i już było jasne, że wyjazd do Gliwic nie odsunie się w czasie.
Dokręcanie Antka zajęło piętnaście minut. Następnie śmignęliśmy na miasto, aby coś skonsumować :-) Ano tak! Zapomniałbym :-) Do Gliwic pojechała ze mną Pszczoła i Ania ;-) Na Rynku było pełno ludzi, więc siedliśmy w pierwszym wypatrzonym przez nas, nieco spokojniejszym miejscu. Po chwili Ania dojrzała koleżankę z pracy, a ja ciekawe ogłoszenie ;-)



Jako że czas nas trochę gonił, ruszyliśmy przed siebie i po kilku dłuższych chwilach, zdołaliśmy wydostać się z Gliwic. Udało nam się ułożyć naprawdę fajną trasę: jechaliśmy bocznymi drogami, lub też gruntowymi, aby za chwilę mijać chaszcze na ścieżce, czy wjeżdżać na strome torowisko :-) Niestety popołudniowa aura dodatkowo nas popędzała - dzień już jakby stracił na świeżości. Ja wyluzowałem dopiero, gdy wjechaliśmy w las przed Pławniowicami. Pomogła mi też w tym sarna, która przebiegła nam przez drogę :-) Nad jeziorem nawet się nie zatrzymywaliśmy. Mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja, aby wybrać się tu tego lata :-)



Wyjeżdżając z Pławniowic, zaczęliśmy rozmawiać o budowaniu formy na rowerze, a później już mogliśmy znów cieszyć się urokiem asfaltowej, leśnej drogi do Rudzińca - to naprawdę ładny odcinek :-) Trzeba przyznać, że w ogóle trasa z Kędzierzyna do Pławniowic jest w ogóle całkiem fajna :-) Nieco przyśpieszyłem i oddaliłem się od Ani. Słońce powoli zaczynało już zachodzić, a zachód był przepiękny tego dnia! Chyba był to jeden z piękniejszych zachodów słońca, jakie widziałem w życiu... Poczekałem na Anię, po czym fajnym skrótem ominęliśmy Ujazd, wjeżdżając bezpośrednio na drogę do Sławięcic.
Główną drogą jechaliśmy tylko tyle, na ile to było konieczne. Nawet już w Kędzierzynie odbiliśmy na Piasty, aby zahaczyć później o jeden i drugi park :-) Następnie przemknęliśmy przez stację, po czym już każde z nas pojechało w swoją stronę :-)
Szkoda, że akurat dziś czas nas gonił. Biorąc pod uwagę bliskość aglomeracji, trasa była doprawdy przednia...

Dane wyjazdu:
104.07 km 0.00 km teren
05:31 h 18.86 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pracowy rajd :-) dzień 2

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 0

Po wczorajszej samowolce, dziś czekały na mnie już obowiązki ;-) Musiałem stawić się na stacji w Racławicach Śląskich, aby powitać pracową grupę :-) Gdy tylko wygrzebałem się z zarośli i ruszyłem w drogę, usłyszałem szelest - to mała sarenka biegła w polu :-)



Owa chwila postoju zadecydowała o tym, że rozejrzałem się jeszcze naokoło. Słońce pięknie wstawało na zboczu góry. Tak. To także będzie piękny dzień :-)





Na początek czekał mnie jednak podjazd. Rozbiłem się przecież u podnóża góry :-) Nie był on co prawda problemem, ale później porównałem sobie czas podjazdu i czas zjazdu - co oczywiste, różnica była kolosalna :-) Zjazd był oczywiście świetnym przeżyciem :-) Gdy minąłem Zlate Hory, odbiłem na szlak - swoisty skrót do Polski :-)




Niebawem znów sunąłem sobie pośród zadbanych miejscowości, a dodatkowo moim sprzymierzeńcem był płynący obok strumień. Niestety nie udało mi się wjechać na drogę, prowadzącą do Dębowca i musiałem jechać bezpośrednio przez Prudnik, ale nie przeszkadzało mi to. Dzień już był bardzo ładny, a dodatkowo byłem ciekaw, co przyniesie wyjazd z ludźmi z pracy.




Na wzniesieniu w Racławicach Śląskich, zauważyłem przed sobą grupę ludzi z rowerami. Tak, to pewnie moi :-) Gdy do nich dojechałem, Ci byli już w ruchu. Wyprzedziłem wszystkich, jednocześnie się witając i udałem się do naszego przewodnika i pomysłodawcy wyjazdu, aby zgłosić swoją obecność :-) Naszym celem był Głogówek.
Jeszcze nigdy tak dogłębnie nie zwiedziłem żadnego miejsca na rowerze :-) Zasługa leży po stronie człowieka, który zaimplementował ten wyjazd, a który jest jednocześnie wielbicielem tej miejscowości :-) Będąc na tutejszym zamku, mogliśmy nawet wejść do środka, a jakby tego było mało, wdrapaliśmy się nawet na sam dach, obserwując panoramę Głogówka :-) Tego chyba żadne z nas się nie spodziewało. Trzeba też przyznać, że dzięki nam to miejsce choć na moment odżyło.


















Po napełnieniu brzuszków, ruszyliśmy w dalszą drogę. Dzień był gorący, podobnie jak rozpalone były nasze humory :-) Trzeba przyznać, że zebrała się nam grupka niezłych pasjonatów :-) Mogę z całą pewnością stwierdzić, iż każde z nas było zadowolone z wyjazdu, a ja osobiście byłem aż zaskoczony całokształtem :-) Oczywiście od razu z kilku stron, pojawiły się pytania, kiedy następny wyjazd :-) Oby jak najprędzej! :-)



P. S. No i zapomniałem wspomnieć, że Antoś wzbudził spore zainteresowanie grupy :-) Tak... Prezentował się wspaniale :-)

Dane wyjazdu:
89.16 km 0.00 km teren
04:30 h 19.81 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pracowy rajd :-) dzień 1

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 0

Rano wstałem z fajnym rowerowym nastawieniem. Dzisiejszy dzień na pewno będzie pogodny :-) Ze słuchawkami na uszach wyszedłem z Benkiem na spacer i zacząłem planować wyjazd z namiotem :-)
Trasa zakładała przejazd do Czech, tamże nocleg, a następnie poranne spotkanie z ekipą z pracy i wspólny powrót.



Pogoda była przednia na taki wypad. Dodatkowo perspektywa pierwszego w tym roku wyjazdu pod namiot, także nastrajała mnie pozytywnie.




Bardzo szybko dotarłem do pierwszych wzniesień i doszedłem do wniosku, że przecież mieszkam bardzo blisko gór. Można nawet wpakować się w pociąg i podjechać choćby do tych Racławic Śląskich, aby cieszyć się pięknymi widokami :-)



Korzystając z okazji, postanowiłem odbić do miejscowości Pielgrzymów, przy której na mojej mapie zaznaczono obecność jakiegoś zabytku. Tereny były świetne :-) Jechałem sobie po górkach, mijając leniwe wioseczki :-) Oczywiście zatrzymałem się na nieco dłuższą chwilę w owym Pielgrzymowie :-)











Gdy ruszyłem dalej, coraz bardziej zaczynałem czuć się, jakbym był na końcu świata :-) W miejscowości Opawica, odnalazłem totalnie inny klimat niż ten, do którego przywykłem do tej pory. Obok drogi, stały stare chatki, ogrodzone zzieleniałym już, starym płotem. Cóż za widok! :-) W pewnej chwili asfalt skończył się w lesie :-) Tutaj zaczęła się jeszcze lepsza jazda! :-) Stopniowo wkręcałem się w klimat tego wyjazdu :-) Byłem też zadowolony z tego, iż jadąc rowerem, miałem okazję zaznać czegoś nowego - nieplanowanego. Leśna droga w pewnym momencie zamieniła się w kamienisty podjazd, ale co tam! :-) Czy mi to przeszkadza? Nie! :-) Jest pięknie! :-) I doprawdy tak było... Dzień nastrajał bardzo pozytywnie, letnio... Dla takich chwil warto żyć. Byłem na krańcu świata! ;-)








Za wzniesieniem wjechałem już na drogę asfaltową, która spadała długo w dół - to jeden z pierwszych fajnych zjazdów, który pokonałem po kilkuletniej rowerowej przerwie :-) Było tak fajnie, że aż za bardzo ;-) Dlatego też pobyt mi się przeciągnął i zrezygnowałem z wizyty w Krnovie. Prawdę powiedziawszy, to i tak planowałem przejechać go tranzytem, a więc nie była to duża strata. Granicę przekroczyłem w Chomiąży, robiąc sobie tam uprzednio krótki przystanek.




W Czechach początkowo jechałem jedną z głównych dróg, ale gdy tylko z niej zjechałem, poczułem się rewelacyjnie. Tak. Oto jadę przed siebie, mając w głowie fajne plany... :-) I do tego te widoczki... Nie martwiłem się także zanadto noclegiem. Gdy po raz pierwszy byłem w Zlatych Horach w ubiegłym roku, przez przypadek znalazłem fajną miejscówkę, do rozbicia namiotu. Teraz to wykorzystałem :-)

Kategoria Wyprawki ;-)


Dane wyjazdu:
5.59 km 0.00 km teren
00:14 h 23.96 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:19.2
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Kosia, ma Kosia...

Piątek, 10 czerwca 2011 · dodano: 11.06.2011 | Komentarze 0

W ciągu dnia przemknęło mi kilka razy, że na własne życzenie zrobiłem sobie plamę na czerwcu. Co prawda wczoraj już prawie wychodziłem na rower, ale ostatecznie po dwukrotnej zmianie planów, pozostałem w domu. W sumie to nie mam czego żałować. Rower dla mnie, a nie na odwrót... Dziś jednak już ciągnęło mnie na przejażdżkę Kosią. Trochę brakuje mi tego poweru, który daje mi ten rower... ;-)



Standardowo przemknąłem do parku, uważając na ostatniej ulicy na zwisającą gałąź, która kilka dni temu posmagała mnie liśćmi po twarzy, gdy jechałem zamyślony :-) Jako że wyjechałem już po dwudziestej, miałem idealne warunki temperaturowe do jazdy. Utrzymywałem też dobre tempo - Kośka wręcz zachęca do nieco bardziej agresywnej jazdy :-) Niebawem znalazłem się na Targowej, pod koniec której - mijając nieco młodszą ode mnie młodzież ;-) - raptownie i bardzo agresywnie przycisnąłem w zakręcie. Odlot był bombowy! :-) To właśnie kocham w Kośce! (MXS) Szybko lawirując dotarłem do 24 Kwietnia, a następnie już trochę spokojniej do świateł. Ależ energii dał mi ten odjazd!
Po drodze wstąpiłem jeszcze do bankomatu, a gdy wróciłem do roweru, nieco mu się przyjrzałem. Kurczę! Normalnie bardzo ładna Kośka jesteś :-) Wracając do domu pomyślałem sobie, że jednak "co Kośka, to Kośka" :-) Chyba nigdy sentymentu do niej nie stracę. Na klatce jeszcze raz popatrzyłem na nią roziskrzonymi oczkami: nowe opony z paskiem, jeszcze wciąż srebrna kaseta, ładne malowanie i bardzo fajna sportowa sylwetka. A to przecież nie wszystko ;-) Tak. Kośka jest mega :-)

Dane wyjazdu:
8.93 km 0.00 km teren
00:30 h 17.86 km/h:
Maks. pr.:28.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Wakacyjne przemyslenia

Środa, 8 czerwca 2011 · dodano: 08.06.2011 | Komentarze 0

Mimo, że od powrotu z Węgier praktycznie nie przestałem rozmyślać o tegorocznym urlopie, to chyba jednak trzeba przyznać, iż decydujący czas nieco przespałem. Chyba jednak wyjdzie na to, że Rumunia na którą najbardziej się nastawiałem, nie dojdzie do skutku. A szkoda... Do końca tygodnia przemyślę jeszcze ten temat i podejmę ostateczną decyzję. Trzeba przecież zacząć przygotowania pod konkretny wyjazd.
Nieco przygnębiony takim rozwojem spraw, postanowiłem wyjść na rower, aby nieco oczyścić umysł. Do domu wrócę pewnie w lepszym nastroju, a i przecież przyda mi się choćby krótki odpoczynek od tych moich rozmyślań :-)



Początkowo jechałem wciąż zagłębiony w swoich myślach. Gdy dojechałem do Chrobrego, postanowiłem skorzystać z wypogodzenia (dziś już dwa razy padało) i objechać trasę Radziejów -> Reńska Wieś -> Dębowa. Za Koźlem minąłem jednak boczną dróżkę i po chwili pomyślałem, że być może będzie to jakiś fajny skrót :-) Zawróciłem więc i zjechałem z głównej drogi. Boczny trakt kończył się jednak po kilkudziesięciu metrach, przy jakimś budynku gospodarczo-przemysłowym. Zatrzymałem się przed bramą na sekundę po czym odjechałem, nieśmiało wcześniej obszczekany przez pilnującego tamże psiaka. Postanowiłem więc objechać Koźle parkiem, a gdy dotarłem do mostu na Odrze, rzuciłem okiem na niebo i zmieniając plany, udałem się w stronę Kędzierzyna, z zamysłem wizyty na Żabieńcu. Nie ujechałem jednak daleko - zaraz na początku drogi rowerowej spotkałem Piotra :-) Oczywiście znów włączyło się nam gadanie :-) Staliśmy tam na tyle długo, że postanowiłem nie jechać dalej, tylko podprowadzić Piotra do domu i tym zakończyć dzisiejszy wypad.
Po powrocie do domu, znów zasiadłem przed kompem...

Dane wyjazdu:
15.67 km 0.00 km teren
00:40 h 23.51 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Pierwsza pełna trasa Antka

Wtorek, 7 czerwca 2011 · dodano: 07.06.2011 | Komentarze 0

Po południu przez moment popadało dosyć intensywnie, ale słonce świeciło cały czas i po niedługim czasie po deszczu nie było śladu. Jeszcze w pracy dzwonił kurier - przyszedł uchwyt do nawigacji dla Antka. Zastosowaliśmy stałą procedurę, czyli pozostawienie przesyłki w osiedlowym sklepie ;-) Już się praktycznie rozumiemy bez słów z tym kurierem ;-) Oczywiście zaraz po powrocie do domu, zabrałem się za montowanie tegoż uchwytu, nawet się nie przebierając. Niebawem wyruszyłem, aby zarejestrować pierwszą pełną Antkową trasę :-)



Wyruszyłem w kierunku parku i sprawnie go pokonując, znalazłem się na Dębowej. Pod koniec objazdu natknąłem się na paralotniarza, który przez kilka długich chwil leciał w niewielkiej wysokości nade mną. Od razu przypomniało mi się o uchwycie na aparat przy kierownicy. W drodze powrotnej postanowiłem jeszcze odbić na osiedle domków, a następnie wjechałem do parku. Gdy go pokonałem, znalazłem się na promenadzie i niebawem bylem już na Gazowej. Jako ze jest to fajne miejsce od przygazowania, to depnąłem na pedały, bardzo fajnie się rozpędzając :-) Trzeba jednak przyznać, ze o ile komfort jazdy u Antka jest lepszy, to jednak Kośka ma lepsze odejście... :-) Udałem się jeszcze na Rogi, aby miedzy innymi sprawdzić jak będzie zachowywał się rower na starej, zbudowanej jeszcze z sześciokątnych płytek drodze. Okazało się, że jechał naprawdę ładnie :-) Wybieranie wybojów i nierówności na 5 z plusem :-) Sprawdzając na liczniku dystans, skierowałem się do domu - było jeszcze jasno, ale dzień powoli już tracił świeżość :-)

Dane wyjazdu:
6.81 km 0.00 km teren
00:18 h 22.70 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia

Po serwisie

Poniedziałek, 6 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 0

Przyszedł czas na uporządkowanie "rowerowych" spraw. Poprawiłem oponę w Kosi i założyłem nowy licznik. Antkowi dopompowałem koła, bo wczoraj z tyłu pod obciążeniem było jednak o minimum za mało. Po skończonych pracach wyjechałem Kośką na przejazd. Chyba mi już tak zostanie... Tylko ciekawe kiedy wpisy na blogu uzupełnię ;-)



Mimo, że po założeniu nowych opon odbyłem jazdę testową, to dopiero teraz zauważyłem wyraźną różnicę w toczeniu się kół. Było lepiej, niż na Rubenach ;-) Postanowiłem objechać Koźle parkiem. Utrzymywałem dobre tempo, a pomagał mi w tym fakt, iż Kośkę jednak lepiej się rozpędza. Jadąc nią wręcz chce się deptać :-) Na skrzyżowaniu Gazowej i Łukasiewicza przyśpieszyłem tak raptownie, że momentalnie na liczniku pojawiła się wartość ponad czterdziestu kilometrów na godzinę :-) Szkoda, że nikt z tyłu mnie nie obserwował :-) Pewien odcinek drogi po prostu łyknąłem :-) Koniec trasy zasygnalizowałem dźwiękiem - wymienione tylne klocki strasznie piszczą :-) Echo rozniosło się po całym osiedlu :-)

Dane wyjazdu:
82.80 km 0.00 km teren
04:48 h 17.25 km/h:
Maks. pr.:33.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy do Parku!, dzień 2

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 0

Wstaliśmy w urlopowych nastrojach. Byłem bardzo ciekaw, co będzie nam dane dziś zobaczyć :-) Jeszcze nie przeszło mi zauroczenie tymi terenami. Po śniadaniu szybko ustaliliśmy trasę, spakowaliśmy się i wyruszyliśmy :-)


Słońce grzało jak wczoraj. Robiąc jeszcze płynne zakupy po drodze, ruszyliśmy w drogę do Parku. Wspomagając się mapą i trochę nawigacją, dojechaliśmy do pierwszego punktu. Wszystko szło sprawnie, aż tu nagle Ania złapała gumę... :-) Znowu :-) Na szczęście wszystkie potrzebne narzędzia mieliśmy pod ręką, a że zmieniając ostatnio opony zarówno w Antku jak i w Kosi doszedłem do wprawy, to postój nie trwał za długo :-) Niebawem dotarliśmy do jakieś kapliczki i ołtarza, położonego przy starej budowli, gdzie chwilę się pokręciliśmy.











Jechaliśmy dalej, zauważając przechodzącą przed nami przez drogę sarnę. W dalszej części drogi, aż rozdziawiłem buźkę na widok lasu :-) Szkoda, że aparat nie oddaje uroku tego miejsca. Zresztą nie tylko tego, bo na każdym kroku moglibyśmy się tak zatrzymywać :-)



Napawając się widokami, nieco okrężną drogą (ale za to lasem), dotarliśmy do celu dzisiejszego wyjazdu - miejscowości Paryż :-) Co prawda przejechaliśmy ją całą, ale na wieżę się nie natknęliśmy ;-)



Poczęliśmy zmierzać w drogę powrotną, wjeżdżając - znów nieco na czuja (a po wczorajszym dniu nie miałem ku temu oporów :-) ) - w polną drogę :-) Niebawem dotarliśmy do głównej, którą dojechaliśmy do Pokoju. Na tym etapie, zacząłem już trochę czuć zew prędkości, więc trochę odłączyłem się od Ani :-) Na miejscu pokręciliśmy się trochę po parku, dziwiąc się nieco, że w taki dzień jest on opustoszały. Po drodze zahaczyliśmy oczywiście o stawy. Ania zauważyła też (bo mnie to oczywiście umknęło), że punkt czerpania wody - ostatnio wyschnięty do suchej ziemi - teraz jest napełniony wodą po brzegi :-) Czyżby tyle napadało od czasu, gdy byliśmy tu ostatnim razem? ;-)






Aby nie jechać już do końca główną drogą, postanowiliśmy odbić do miejscowości Krzywa Góra. Po chwili znów sunęliśmy pięknym szlakiem :-) Na swej drodze napotkaliśmy wtedy pół gołębia - pół pawia i ładne koniki :-)




Było już oczywiste, że nie zdążymy na zaplanowany wcześniej pociąg powrotny, ale żadnemu z nas to nie przeszkadzało :-) Na miejscu obydwoje walnęliśmy się na materace, położone na trawie, a towarzyszył nam dziarski gołąb :-)

DST: 61,94 km TM: 3:44 h:min AVS: 16,5 km/h MXS: 30,2 km/h




Jazda w drodze na pociąg, początkowo była spokojna. Obydwoje żegnaliśmy się z tym miejscem wiedząc, że czeka nas powrót do rzeczywistości. W miarę jak zbliżaliśmy się do Opola, zmniejszała się ilość dostępnego czasu, natomiast zwiększała nasza prędkość ;-) Do pociągu zapakowaliśmy się w pośpiechu :-) Gdy dojechaliśmy na miejsce, pomogłem jedynie Ani dostać się na piętro, a następnie udałem się do domu, podreperowywując trochę dzisiejszą średnią ;-)

Dane wyjazdu:
99.21 km 0.00 km teren
05:12 h 19.08 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy do Parku!, dzień 1

Sobota, 4 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 0

Na dziś wypadał zaplanowany wcześniej wyjazd do Stobrawskiego Parku Krajobrazowego. Przed opuszczeniem Kędzierzyna, musiałem jednak wstąpić do Ani po jej rzeczy i dojrzeć Bronka i Kazika (vel Stefana :P ). Zrobiłem jeszcze małe zakupy na drogę i w długą! :-) Czekała mnie piękna przejażdżka w gorący dzień :-)


Na Kuźniczkach zagapiłem się i przejechałem wjazd na szlak za Kanałem, ale wjechałem w następną uliczkę i niebawem dotarłem tam, gdzie chciałem, nieco przedzierając się przez chaszcze :-) Plan podróży zakładał wjazd na Górę św. Anny i przejazd przez Kamień Śląski. Osiągnąłem go, jadąc do Anki standardową drogą. Było bardzo gorąco. Na podjeździe powyprzedzali mnie wszyscy :-) Oczywiście Ci zmotoryzowani :-) Gdzieś w 1/3 lekkiego podjazdu przed zwrotem, zauważyłem dwa rowery w rowie. Ich właściciele zajadali czereśnie z przydrożnego drzewa. Trzeci siedział na rowerze i pilnował. Kilkadziesiąt metrów później, minęły mnie dwie zakonnice w białej skodzie. Oj... To się chłopakom dostanie! ;-) Po kilku chwilach jazdy, a jeszcze przed nawrotem, dostrzegłem wóz opancerzony ;-) To znaczy pokryty blachą wóz cywilny, stylizowany na czołgo-amfibię ;-) Jak się później okaże, w dalszej trasie, spotkam jeszcze na drodze cabrio z lat trzydziestych ubiegłego wieku i przepięknie odrestaurowaną Warszawę. Takie smaczki też się przecież liczą :-) Na szczycie góry, zatrzymałem się jedynie na moment, a postój na uzupełnienie płynów, zrobiłem sobie kilka kilometrów dalej. Po chwili na drodze zatrzymało się BMW na wrocławskich rejestracjach, wiozące eleganckiego pana i panią. Kierowca zapytał o drogę do Strzelec Opolskich - szybko pokazałem na nawigacji i po problemie :-) Prowincja, bo prowincja, ale za to jaka! ;-) Zabrać się nie chciałem. "Nie, dziękuję - wolę rower" ;-)
Na skrzyżowaniu skierowałem się na Strzelce, aby za chwilę odbić w boczną uliczkę. Niepewny swego podróżniczego losu, postanowiłem zapytać o drogę miejscowych. Niestety nie był to dobry pomysł, bo Ci z powrotem skierowali mnie na główną, a jak się później okazało jadąc prosto, dotarłbym po sznurku tam, gdzie chciałem. Nie wyszło jednak źle, bo po chwili - zauważając czerwony rowerowy szlak - postanowiłem na niego wjechać. Byłem w rejonie, którym w tamtym roku wracaliśmy z Anią z Surowiny. Praktycznie widziałem zjazd z głównej w stronę Góry św. Anny :-) Od tego momentu zaczęła się moja przygoda z dzisiejszym wyjazdem :-)
Do Kamienia Śląskiego dotarłem bocznymi drogami, czasem nie wiedząc nawet, gdzie dokładnie się znajdowałem :-) Od razu pomyślało mi się o Rumunii i opisach wypraw, gdzie asfalt kończył się w lesie :-) Tu miałem taką namiastkę :-) Oczywiście bardzo mi to odpowiadało :-)





Co prawda plan był taki, aby przez Kamień jedynie przejechać, ale jadąc obok parku usłyszałem, że jest tam jakaś impreza. Postanowiłem więc sprawdzić, co się tam dzieje :-) Na miejscu stwierdziłem, że był to raczej jakiś miejscowy festyn - raczej nie wesele, bo panny młodej nie widziałem ;-) Objechałem park i wróciłem na drogę, po chwili zatrzymując się w sklepie, aby kupić coś do picia. Jak się później okaże, w ciągu tego przejazdu wypiłem trzy litry płynów. Na wylocie wpadła na mnie biedronka i jechała ze mną aż do Tarnowa Opolskiego, przechodząc z ramy, to na jedną, to na drugą manetkę :-) Ależ to był fajny widok :-) Pod koniec naszej wspólnej podróży widać było, że zaczyna zbierać się do lotu, ale chyba powstrzymywał ją pęd wiatru. Zacząłem nawet kibicować jej w myślach, ale odleciała dopiero wtedy, gdy na głos krzyknąłem "No dawaj mała!" :-) Mam nadzieję, że nie da się zjeść...






Gdy wyjechałem poza zabudowania, znów mogłem zaznać leśnej ciszy. To zjeżdżałem z asfaltu prosto do lasu, to wjeżdżałem do niego, pokonując uprzednio uliczki, uczęszczane jedynie przez miejscowych. To, że robiłem to w ciemno nie przeszkadzało mi w ogóle - ważne było jedynie to, aby zachować kierunek jazdy :-) W jednym z miejsc, natknąłem się na "teren ochrony bezpośredniej", czyli jak można sądzić - po prostu bunkier :-) Muszę stwierdzić, że był bardzo zadbany :-) Cały czas jechałem bocznymi dróżkami, lub lasem. Było cudnie! :-) Nawet palące słońce w ogóle mi nie przeszkadzało. Gdy dotarłem do krajowej czterdziestki szóstki, postanowiłem pojechać prosto. Nic to, że po kilkudziesięciu metrach asfalt się skończył i zaczęła się polna droga! :-) Absolutnie w ogóle mi to nie przeszkadzało! :-) Zostało mi to wynagrodzone, bo natknąłem się na pomnik przyrody - dąb szypułkowy. W rzeczce obok, kąpały się jakieś chłopaki :-) Cóż za niespodziewane miejsce! :-) Kolejny postój był na mostku, gdzie po chwili zjawili się przejazdem inni rowerzyści :-) Jadąc dalej stwierdziłem, że chyba jestem w niebie :-)




Na kolejnym postoju w jakieś wsi, widziałem psa kierującego traktorem, a gdy ruszyłem w drogę, za ogrodzeniem jednego z domostw - przy śmiechu domowników i moim - zaczęły gonić mnie dwa małe psy. Wyglądało to tak, że przez pierwsze dwa metry, to ja byłem celem do obszczekania, następnie pierwszy pies zaczął w biegu gonić naokoło swój ogon, a po chwili ten z tyłu zaczął na niego szczekać. Wyglądało to przekomicznie :-))
Niebawem przeciąłem ostatnią wylotówkę z Opola, po której całkiem niedawno jechałem - teraz bezpośrednim celem była już Surowina. Mimo, że cały czas jechało mi się fajnie, to jednak po kilku kilometrach dalszej jazdy musiałem przystanąć, gdyż poczułem, iż tracę świeżość. Traf chciał, że obok biegła droga wgłąb lasu. Sprawdziłem na nawigacji kierunek... Dojechać dojadę! :-) Tak więc ostatnim dzisiejszego dnia leśnym skrótem, dotarłem do Świerkli, a następnie do końcowego celu dzisiejszego wyjazdu, gdzie zgotowano mi miłe powitanie :-) Co prawda bez chleba i soli, ale to chyba jeszcze nie czas... ;-)



Nie spodziewałem się, że na tak długim odcinku, zdołam przejechać trasę, jadąc praktycznie cały czas lasami. Coś niebywałego! :-) Co innego przejechać 100 km po okręgu na jakimś obszarze, a co innego przejechać po linii prostej, przez prawie pół województwa :-) Nie pomylę się chyba, jeśli stwierdzę, iż była to najlepsza rowerowa trasa tego typu w tym roku :-) 100 km jechane momentami dosłownie na czuja :-) Aby z dala od urbanizacji! Coś pięknego... :-) Tak, to można odkrywać swoje tereny! :-)
Był to też mini test dla Antka. Pierwsze spostrzeżenie, to drętwiejąca prawa dłoń. Chyba będzie trzeba nieco inaczej ułożyć kierownicę. Być może także i siodełko będzie do wymiany przed wyprawą... Poza tym, jak najbardziej OK! :-) Dał rady :-) Potwierdził wysoki komfort jazdy, bo np. wybieranie wybojów, czy nierówności, to w jego wykonaniu pierwsza klasa :-) W porównaniu z poprzednim bagażnikiem i sakwami, nie musiałem też uważać na to, aby nie zahaczać o nie piętami :-)
Do tego momentu moja statystyka wyglądała następująco:

DST: 89,84 km TM: 4:32 h:min AVS: 19,7 km/h MXS: 42,9 km/h

Wieczorkiem wybraliśmy się jeszcze z Anią do Brynicy. Jechałem już bez sakw i był to spokojniejszy wyjazd. W drodze powrotnej postanowiliśmy jeszcze sprawdzić jeden leśny trakt, ale ostatecznie wróciliśmy się, gdyż wychodziło na to, ze nie dojedziemy nim do celu.
_
Oby takich dni było więcej :-)