Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2014

Dystans całkowity:200.54 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:09:26
Średnia prędkość:21.26 km/h
Maksymalna prędkość:36.30 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:10.03 km i 0h 28m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
4.45 km 0.00 km teren
00:13 h 20.54 km/h:
Maks. pr.:25.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 131114

Czwartek, 13 listopada 2014 · dodano: 14.11.2014 | Komentarze 0

O poranku Karol ochoczo wspomógł nastawiony na szóstą trzydzieści budzik :-) Miałem zatem więcej czasu na łażenie po domu ;-) Wyszedłem szybciej, bo miałem jeszcze na dole kilka spraw do zrobienia :-)



Po drodze wstąpiłem do sklepu. Na Towarowej zauważyłem, że padła mi nawigacja :-) Ot fajny, lekko mroźny dojazd :-)
Wieczór był chyba jakiś bardziej mroczny niż zwykle. Odstawiłem rower i pieszo udałem się do Castoramy. Wracając do domu, w końcu nasmarowałem Antkowy łańcuch :-)

Dane wyjazdu:
4.54 km 0.00 km teren
00:13 h 20.95 km/h:
Maks. pr.:34.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 121114

Środa, 12 listopada 2014 · dodano: 14.11.2014 | Komentarze 0

Nieco przedłużyłem sobie poranek, leżąc jeszcze na sofie pod kocem. Z mojego wyjścia do pracy zdecydowanie nie był zadowolony Karolek. "Tato pracy nieee..." i chwilę później już płaczliwe "nieee...!" pożegnało mnie, gdy przekroczyłem próg domu.



Sam dojazd do pracy rześki i miarowy. Łańcuch jakby mniej skrzypiał ;-) Dziś go nasmaruję. Na skrzyżowaniu z Bema, zauważyłem jadące na kompletnym flaku w przednim kole Audi. Początek Towarowej, to idący Krystian. Czyżby jakaś niepisana zasada w firmie typu "dzień bez samochodu"?
Wracając wstąpiłem na Bema, aby coś sprawdzić, ale niestety sprzedawca był słabo kumaty. Kościuszki przejechałem fajnym sprintem :-)

Dane wyjazdu:
32.64 km 0.00 km teren
01:31 h 21.52 km/h:
Maks. pr.:36.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rudy 7000

Wtorek, 11 listopada 2014 · dodano: 14.11.2014 | Komentarze 0

Jedenasty listopada przywitał nas bardzo ładną, słoneczną pogodą. Dodatkowo było bardzo ciepło :-) Mieliśmy się gdzieś rodzinnie wybrać i padło na Rudy :-) Karol miał mieć frajdę z mnóstwa liści :-) Spoglądając za okno, coraz bardziej chciało mi się na rower :-) Aneczka chyba to wyczuła, bo zaczęła rowerowy temat. Ostatecznie udało się upchać i Antka i wózek :-) Jedziemy! :-)
Po drodze wstąpiliśmy nakarmić dwa czarne łabędzie, a przed wizytą w rudzkim lesie pojawiliśmy się jeszcze na stacji kolejki wąskotorowej :-) Karolek miał frajdę :-)



Gdy dojechaliśmy do lasu okazało się, że nie tylko my chcieliśmy tego dnia skorzystać z rudzkich uroków. Parking przy lesie pękał w szwach. Na szczęście udało się nam znaleźć coś nieopodal :-) Szybko zwinęliśmy manatki i wyruszyliśmy na spacerek :-) Za torami kolejowymi praktycznie od razu poczułem relaks. To miejsce ma energię.



Po powrocie do samochodu, zacząłem zbierać się do samotnego powrotu. Przebrałem się w samochodzie, praktycznie tuż przed oknami jednopiętrowego domu mieszkalnego, zdjąłem Antka i - co chyba w tym wszystkim najlepsze - upchnąłem wózek i bagażnik rowerowy w naszym kombi :-) To może dobrze wróżyć ;-)



Wciąż było ciepło :-) Ruszyłem po śladzie, żałując troszkę tego, że nie wjadę od razu na znaczącą dla mnie dużo "Zakazaną". Chciałem jednak przejechać innym leśnym szlakiem, aby zobaczyć coś innego niż zwykle. Na początku wyjazdu zerkałem często na licznik - niebawem miało przekręcić się Antkowych siedem tysięcy... W końcu gdzieś między Rudami, a Rudą wybiła magiczna siódemka z przodu :-) Cyknąłem zdjęcie komórką, aby mieć geotag, oraz zaznaczyłem punkt w nawigacji... :-) Jeszcze kilka dni temu byłem przekonany, że nastąpi to przy którymś z dojazdów do pracy, ale bardzo dobrze się stało, że zrobiliśmy to z Antkiem w tak pięknych, rudzkich okolicach... :-) To magiczne miejsce.
Ze sprawdzanego etapu wyjechałem na "Zakazaną" w miejscu, gdzie kiedyś spotkaliśmy inną rowerową rodzinkę :-) Na postoju zdjąłem czapkę, a kilka kilometrów dalej, zmieniłem pełne rękawiczki na letnie - mocno już zużyte. Jechało mi się ciężej, niż zwykle. Po ostatnich wojażach łańcuch wymagał smarowania i brak oliwy powodował większy opór. Poza tym cicho skrzypiał ;-) Łykając dystans, dotarłem w końcu do tajemniczych konstrukcji ;-) Chciałem je sprawdzić już po niedzielnym wyjeździe i nie przypuszczałem, że nastąpi to tak szybko :-) Oczywiście już wcześniej domyśliłem się, że to zbiorniki na wodę :-) 
Ponownie przeciąłem "Zakazaną". Po jej drugiej stronie zrobiło się lekko pagórkowato :-) Również tabuny rowerzystów i spacerowiczów, pozostawiłem za swoimi plecami :-) Nigdy nie widziałem tutaj tylu ludzi. Z drugiej strony wcale mnie to nie dziwi... :-) Taki dzień jak dziś wręcz nakazywał, aby się tu pojawić :-) Jadąc dalej, natknąłem się na leśną wiatę - kolejną, nowo poznaną atrakcję tych lasów :-) Wkręcony w jazdę zjechałem ze śladu, podążając jednak w odpowiednim kierunku. Wtem leśny krajobraz wydał mi się jakby znajomy... Po chwili i kilku przejechanych metrach, byłem już pewien tego gdzie się znajduję :-) Po krótkim postoju popędziłem radośnie przed siebie i gdy moim oczom ukazał się zbiornik wodny, od razu przypomniało mi się tutejsze babo babo! :-) Z uśmiechem na twarzy i praktycznie bez namysłu, postanowiłem odwiedzić naszą "piaskownicę" :-) 
Niebawem wyjechałem z lasu, wzbudzając werbalne zainteresowanie moją osobą, jednego z wiejskich piesków :-) Depnąłem mocniej na pedały :-) Nie dlatego, że chciałem uciekać a dlatego, że tak po prostu chciałem :-) Pędząc tak przed siebie, nagle poczułem nosem zapach rowerowej jesieni dwa tysiące dziesiątego, oraz jedenastego roku... Pachniało intensywnie... Po drugiej stronie głównej drogi, natknąłem się na właściciela leśnej pasieki, którego pozdrowiłem :-) Ciekawe, czy mnie skojarzył... :-) Gdy dojeżdżałem do Bierawy, wieziony dynamicznie przez Antka, o mały włos nie zjechałbym na zaplanowany na dziś skrót. W zasadzie to już zawracałem ;-) Miarowo pokonując kilometry, przejechałem przez mostek, liznąłem Azoty i już byłem na azotowym skrócie, gdzie na ostatniej prostej jechałem jakby między pachołkami. Spacerowiczów było naprawdę sporo :-) Gdy dojechałem do domu, słońce było jeszcze dobrze widoczne :-) To był piękny, wspaniały i ciepły dzień :-) 

7 k km ;-)


Wyjazd na "Zakazaną".


Na leśnej drodze.


To miejsce fotografuję chyba za każdym razem, gdy tędy przejeżdżam :-) Po drugiej stronie drogi, znajduje się wspominkowy zbiornik wodny :-)


Nieopodal skrzyżowania "Zakazanej" i "Tartacznej".


Tajemnicze konstrukcje ;-)


Na szczycie ;-)


Kierunek Lubieszów :-)


Kolejna, nowo odkryta atrakcja tutejszych lasów :-)


Natrafiam na znajome miejsce :-)


Myślami jestem z "babo, babo!" :-)


Wjazd do Lubieszowa :-)


Jesień przy mostku na Bierawce :-)


Dane wyjazdu:
4.29 km 0.00 km teren
00:12 h 21.45 km/h:
Maks. pr.:26.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 101114

Poniedziałek, 10 listopada 2014 · dodano: 14.11.2014 | Komentarze 0

Spać poszedłem o drugiej w nocy. Oczywiście odbiło się to na jakości poranka, który przywitał nas wschodzącym słońcem :-) Rękawiczki i czapka były wilgotne po wczoraj :-)



Jazda przyjemna, choć okraszona śpikiem. Dojazd do pracy standardowy :-)
Droga powrotna już po ciemku, jak to ostatnimi czasy bywa. Chciałem jeszcze wstąpić w jedno miejsce, ale już było niestety zamknięte. Szkoda, bo w perspektywie jutrzejszego święta, mam dwa dni w plecy. Mimo to, nóżkami kręciłem bardzo radośnie :-)

Dane wyjazdu:
47.77 km 0.00 km teren
02:18 h 20.77 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rudzkie wspominki

Niedziela, 9 listopada 2014 · dodano: 09.11.2014 | Komentarze 0

Wczoraj było mocno deszczowo i weekendowy plan jednego wyjścia na rower nie wypalił. Na szczęście niedziela była bardziej łaskawa, więc udało mi się wyciągnąć Antka na powietrze :-) Zamysł dzisiejszego wyjazdu wziął się z niedawnej wycieczki z Karolkiem. Początkowo chciałem odwiedzić to miejsce pamięci w weekend Wszystkich Świętych, ale ostatecznie świadomie zrezygnowałem w te dni z rowerowej jazdy, wszak zawsze to dla mnie przyjemność. Teraz nadarzyła się okazja, aby to nadrobić. Listopad, opadające liście... Memento mori...



Gdy zapaliła się Aneczkowa zielona lampka, zdecydowanie zacząłem szykować się do wyjścia. Szkoda było czasu! Kilka minut później, uślizgiwałem już koła na przemoczonych liściach w Pogorzelskim lasku, wpadając ze dwa razy w niewidoczne, błotne kałuże. Na skraju, nieopodal wjazdu do Brzeziec zatrzymałem się, aby zmienić koszulkę. Było mi za gorąco. Deptałem śmiało aż do Bierawy, gdzie złapał mnie lekko kropiący deszcz. Ustał na trakcie do Lubieszowa, więc dalej jechałem bez większych obaw. W Lubieszowie, kierując się wskazaniami nawigacji wjechałem na drogę, która na pierwszy rzut oka prowadziła jedynie do stojącej na uboczu posesji. Postanowiłem jednak zaryzykować pewien, że odpowiednio wytyczyłem sobie trasę. Po chwili minąłem znak informujący o niebezpiecznych psach, ale wierząc że są za ogrodzeniem, powoli jechałem dalej. Wtem, mijając dom, zauważyłem leżącego przy nim dużego, czarnego psa. Lekko zamarłem, ale jechałem dalej. Kilka sekund później okazało się, że droga kończy się na posesji. Wypatrzyłem jednak niżej położoną kładkę i - wiedząc że gdzieś blisko za moimi plecami jest straszny czworonóg - począłem szykować się do zejścia sądząc, że jednak jest dalszy ciąg tej drogi. Wtem usłyszałem wołający mnie zdecydowanie głos. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem starszego jegomościa. Dostałem lekki ochrzan, bo to niby teren prywatny, a o czwartej rano jakiegoś innego "śmiałka" zabrała karetka, ponieważ pogryzł go pies... No fajnie - pomyślałem. Po chwili do rozmowy dołączył zapewne syn, czy zięć owego starszego pana. Wywiązała się kilkuzdaniowa dyskusja na temat wolności psów w gospodarstwach, ich złego zabezpieczania, oraz tego, gdzie jest teren prywatny. Podczas rozmowy dojrzałem drugiego, równie wielkiego psa. Różnił się tylko tym, że był jasnej maści. Wracając rozglądałem się na wszystkie strony w poszukiwaniu informacji, że teren jest prywatny. Nigdzie jej nie było, a totalny brak wyobraźni właścicieli posesji i nie zabezpieczone psy, wręcz mnie zszokowały. W pobliżu jest rowerowy szlak, na wstępie drogi prowadzącej do owej posesji, stoi turystyczny przystanek... Dobrze, że nie wybrałem się tam z Karolkiem... 
Na polnej drodze wiodącej do Dziergowic, wyłożone kamienie odbijały się od wewnątrz na całej długości błotników. Ja zapierdzielałem ;-) W końcu dotarłem do lasu, ciesząc się jeszcze bardziej intensywnymi symptomami jesieni :-) Ponownie trochę popadało, ale deszcz ustał już, gdy wyjeżdżałem z Kuźni Raciborskiej. Byłem już bardzo blisko celu. Wcześniej zaliczyłem jeszcze postój przy leśnym lotnisku, na końcu którego dojrzałem dwie nieznane mi konstrukcje. Oczywiście zapragnąłem dowiedzieć się co to jest i zapomniałem na moment o celu dzisiejszego wyjazdu. Opamiętałem się w porę :-) Jeszcze tu przecież przyjadę, a do domu chciałem wrócić o czasie, aby resztę dnia spędzić z rodziną. W kilka minut później byłem już na miejscu pamięci. Spędziłem tam w zadumie kilka bardzo spokojnych minut. Odjeżdżałem powoli i tylko dzięki temu, dojrzałem drugą mogiłę. Na mojej mapie nie była zaznaczona, więc zapewne dlatego nie zauważyłem jej, gdy jechaliśmy tędy z Karolkiem. Podążałem wciąż w zadumie, zatrzymując się na "Zakazanej", która dla mnie jest furtką do pięknego świata rudzkich lasów, które dzięki ofiarności wielu, mogą nas teraz cieszyć. W duchu podziękowałem za życie i poświęcenie tych dwóch ludzi. Wtem - po raz pierwszy tego dnia - zza chmur zaświeciło słońce. Raczej daleki byłem od jakieś podniosłej interpretacji, ale fakt był faktem. W pogodnym nastroju ruszyłem w dalszą drogę. 
Za Solarnią czekał mnie przejazd podziurawioną, trawiastą drogą. Gdy ją już pokonałem, dotarłem do ciekawego miejsca w Dziergowicach :-) Oto, po raz pierwszy w życiu widziałem czarne łabędzie! Już w domu dowiedziałem się, że w Polsce to prawdziwy rzadki okaz! I właśnie też to daje mi rower! Poznawanie świata na rowerze, to przecudowna sprawa! Na wylocie ze wsi, zauważyłem też uciekającą pośrodku asfaltu kuropatwę :-) Od razu chwyciłem za aparat, hamując tylko lewą ręką. Ptak zbiegł z jezdni i zniknął mi za niewysoką muldą na polu. Udało udało mi się uchwycić tylko jego krótki lot... 
Nawigacja odliczała kolejne metry, a ja śmigałem mocno przed siebie :-) Nie przeszkadzał mi już wiatr, co miało miejsce na początku wyjazdu. Deptało mi się naprawdę bardzo fajnie :-) Precyzyjnie dobierałem przełożenia i dystans pokonywałem bardzo efektywnie. Takim rowerkiem naprawdę można wiele przejechać... :-) Co tu dużo mówić. Dziś pokonałem kolejny krok rowerowej świadomości. Dojazdy do pracy, myślenie, EMOCJE... To wszystko sprawia, że rower i ja... Nierozerwalnie... 

Początek wyjazdu. Wtapiam się w żółć... :-)


Postój na zmianę koszulki - przy okazji zdjęcie ;-)

Na polnym trakcie między Brzeźcami, a Starym Koźlem.


Niebieski szlak za Starym Koźlem.


Wjazd do Bierawy.


Przywołująca wspomnienia droga do Lubieszowa. W drodze powrotnej wystraszyłem tu bażanta, a on wystraszył mnie ;-)


Wkraczam w strefę wielkopowierzchniowych symptomów jesieni ;-) Tuż za Dziergowicami.


W oddali miejsce spoczynku, które ostatnio odwiedzałem całkiem często - sam i z Karolkiem.


Po drugiej stronie obiektywu: dojazd do Budzisk i zielono-wiosenny młodnik na trasie.


Ostatni etap w drodze do celu. Wylot z Kuźni Raciborskiej. Z nieba pada deszcz. Wokoło jesiennie...


Przy drodze Solarnia - Kuźnia Raciborska. Nad głową słychać stukot dzięcioła.


Leśne lotnisko przeciwpożarowe. W oddali najprawdopodobniej zbiorniki na wodę.


Miejsce pamięci i mogiły młodszego kapitana Andrzeja Kaczyny, oraz druha Andrzeja Malinowskiego. Chwile wyciszenia...


Odjeżdżam w ciszy, nieśpiesznie... Chyba tylko dlatego udaje mi się wypatrzyć drugą mogiłę.


Stojąca nieopodal jedna z trzech wież obserwacyjnych.


"Zakazana" - moja furtka do wspaniałych rudzkich lasów. Jedno z najważniejszych miejsc mojej rowerowej przygody...


Po sforsowaniu przejazdu kolejowego. Po kasztanach nie zostało śladu :-)


Niespodziewanie trafiam na zbiornik wodny w Dziergowicach. Moją uwagę przykuwają dwa czarne łabędzie. To naprawdę niespotykany w Polsce okaz, a dla mnie bardzo duży smaczek tej wycieczki!


Wyjeżdżając z Dziergowic natykam się jeszcze na kuropatwę. Popełniam błąd ustawiając zdjęcia seryjne, zamiast zapisu wideo.


Dane wyjazdu:
5.67 km 0.00 km teren
00:17 h 20.01 km/h:
Maks. pr.:29.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 071114

Piątek, 7 listopada 2014 · dodano: 07.11.2014 | Komentarze 0

Mleko za oknem. Czyżby pierwsze symptomy pogorszenia pogody?



Z perspektywy przed klatką nie wyglądało to tak źle, choć na drodze widoczność była ograniczona. Włączyłem również drugą lampkę i spokojnie ruszyłem przed siebie. Na Towarowej zauważyłem lekko biały nalot na rękawach. Przy biurowcu okazało się, że tej mgiełki złapałem też trochę na brzuchu :-)
W ciągu dnia trochę popadało, ale nawet nie zauważyłem kiedy. W zasadzie, to nawet mi się to spodobało, bo oznaczało to inny powrót i ponowne utwierdzenie się w pewności, że Antek zawsze daje rady :-) Już po piętnastej nie mogłem doczekać się, aż wsiądę na rower :-) Tym bardziej, że dziś miałem nieco dłuższy dystans do pokonania :-) Po mokrym asfalcie śmigało mi się wybornie! :-) Kościuszki przemknąłem pędzikiem :-) Galopowałem tak szybko, że później musiałem nawracać :-) W sklepie narzędziowym trochę pożartowaliśmy, zasymulowałem zgubienie rękawiczek i czapki i tyle z tego było :-) Szlifierki nie kupiłem :-) Acha... Zamieniłem za to dwa zdania z przypadkowo spotkanym kolegą jeszcze ze szkoły podstawowej :-) Rozmowę od razu skierowałem na cudownego Antka ;-) Wracając do domu, ponownie natknąłem się na remont drogi, więc musiałem przemknąć przez parking Kauflanda, gdzie pozdrowiłem Olę - znajomą z Rogów :-) Naokoło było rozkopane tak bardzo, że musiałem zejść z roweru - tak oto zaliczyłem prawie bezdroża ;-) W dwie minutki później byłem już obok bloku :-) Tak pięknie mi się śmigało... :-)

Dane wyjazdu:
4.36 km 0.00 km teren
00:12 h 21.80 km/h:
Maks. pr.:24.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 061114

Czwartek, 6 listopada 2014 · dodano: 07.11.2014 | Komentarze 0

Zaliczyłem poranek bez wyrazu. Ot takie tylko spokojne szykowanie się do pracy. Karolek gadał, a za oknem nie widać było słońca.



Start miękki i w zasadzie cały dojazd wolniej i spokojniej, na lekko zmęczonych oczach. Na Towarowej śmierdziało jakimś podkładem kolejowym, ot tyle się działo :-) Powrót również spokojnie :-) Miarowa jazda, płynnie poruszającym się Antkiem była naprawdę przyjemna :-)

Dane wyjazdu:
4.96 km 0.00 km teren
00:14 h 21.26 km/h:
Maks. pr.:29.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 051114

Środa, 5 listopada 2014 · dodano: 07.11.2014 | Komentarze 0

Widok za oknem o poranku w zasadzie przypominał obraz budzącego się letniego dnia :-) Dodatkowo Karolek od samego rana ćwierkał jak wróbelek :-) Ile on już potrafi! :-) Domek opuściłem z lekkim hamulcem w głowie...



Oj jak ciepło! :-) Praktycznie wiosenny dzień! :-) Super się jechało, tylko wiatr lekko zawiewał, tak nieprzeszkadzająco :-) Kocham rower! :-)
Kończąc pracę pomyślałem, że podskoczę do Castoramy. Jak pomyślałem, tak zrobiłem, machając przy tym nogami energicznie i radośnie :-) Trasę obrałem tak, aby mieć jak najmniej do czynienia z samochodami. Na miejscu ochroniarz nie pozwolił mi postawić Antka w sklepie, ale był na tyle uprzejmy, że wyszedł na zewnątrz go popilnować :-) Mimo to, jedynie omiotłem wzrokiem dostępne tam szlifierki. Jakoś chciało mi się wracać do Antka...

Dane wyjazdu:
4.35 km 0.00 km teren
00:12 h 21.75 km/h:
Maks. pr.:27.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 041114

Wtorek, 4 listopada 2014 · dodano: 07.11.2014 | Komentarze 0

Siedzenie do pierwszej w nocy miało swój skutek o poranku. Nie przejmowałem się tym jednak zbyt wiele. Bo i po co? :-)



Gdy wyszedłem z klatki, otuliło mnie ciepłe powietrze. Dodatkowo słońce świeciło bardzo mocno. Poranek naprawdę był zachęcający! Ja natomiast prócz dynamicznego startu, jechałem przez całą drogę nieśpiesznie, miarowo i dosyć leniwie :-) Na Towarowej lekko tylko starłem się utrzymać średnią :-) Słońce było wysoko... :-)
W drodze powrotnej miałem do zabrania cięższy ładunek. Wpakowałem go do zabranej rano drugiej sakwy. Nierównowaga po obu stronach była na tyle duża, że do przeważenia wystarczyło wyciągnięcie swetra z dotychczas używanej sakwy :-) Rower był też dużo cięższy :-) Nierównomierne rozłożenie masy czuć było też podczas jazdy :-) Na uśpionej, cichej i ciemnej Towarowej zapragnąłem nagle fotograficznego postoju :-)

Darmowy hosting zdjęćDarmowy hosting zdjęć

Na Kościuszki musiałem bardziej uważać na samochody, których kierowcy wykonywali jakieś nieprzewidziane manewry :-) Dojechałem cały ;-)

Dane wyjazdu:
4.36 km 0.00 km teren
00:11 h 23.78 km/h:
Maks. pr.:30.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Praca 031114

Poniedziałek, 3 listopada 2014 · dodano: 07.11.2014 | Komentarze 0

Trudno mi było dziś wstać. Ostatecznie podniosłem się kilka minut po ostatniej drzemce. Szykowanie się do pracy poszło już znacznie sprawniej :-)



Na dworze było ciepło i jasno :-) Nawet lampki nie włączałem. Z osiedla wyjechałem dynamicznie, a na całej trasie Antek jechał bardzo płynnie i miarowo :-) Lekko i przyjemnie się jechało! :-) Z pracy wyszedłem godzinę później, gdy było już zupełnie ciemno. Od razu zacząłem krótki test lampki rowerowej :-) Fajnie daje rady ;-) Do domu śmigało mi się bardzo szybko i przyjemnie :-) Było wciąż ciepło i naprawdę chciało się jechać! :-)