Info
Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Krótko, nie zawsze na temat ;-)
| Dystans całkowity: | 13176.06 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
| Czas w ruchu: | 631:58 |
| Średnia prędkość: | 20.72 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 66.71 km/h |
| Liczba aktywności: | 910 |
| Średnio na aktywność: | 14.48 km i 0h 41m |
| Więcej statystyk | |
Dane wyjazdu:
4.54 km
0.00 km teren
00:11 h
24.76 km/h:
Maks. pr.:38.70 km/h
Temperatura:7.3
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Jedziemy sąsiadka! :-)
Poniedziałek, 31 października 2011 · dodano: 31.10.2011 | Komentarze 0
Dzisiejsze wieczorne wyjście z Benkiem przypadło mnie. Nie to, żebym narzekał ;-) Gdy wracaliśmy już do domku, minęła nas sąsiadka na swoim składaku. Zamieniliśmy nawet kilka słów. Przez moment obserwowałem ją, jak zbliża się do naszej klatki... Kurde, no nie mogę! :-) Jakby teraz dopiero dopasowałem aktualne warunki do faktu, że mimo późnej pory, nadają się one wciąż na wyjście na rower :-) Przed ruszeniem w drogę, przykręciłem (W KOŃCU! ;-) ) Kośce tylną lampkę rowerową :-)Koncepcja na ten wieczór była taka, aby pojeździć po oświetlonych uliczkach Koźla, a może i nie tylko ;-) To już pewne, że do Kośki dokupię uchwyt na przednią lampkę, której używam w Antku. Poza tym od kilku dni zastanawiam się też nad lemondką. Nawet przymierzałem się ze dwa razy do kierownicy "na sucho". Muszę przygotować Kośkę do wiosennych wyjazdów.
Gdy wyjeżdżałem na ulicę, minął mnie autobus komunikacji miejskiej który dogoniłem, gdy wyjeżdżał z zatoczki przystanku. Niczym psiak rzuciłem się za nim :-) Ze skrzyżowania z Chrobrego, ruszaliśmy już razem :-) Następnie ja zjechałem z głównej i przez Targową dotarłem do dworca PKS, skąd skierowałem się do zwrotu, a następnie wjechałem na most na Odrze. Jako że troszkę się zgrzałem, postanowiłem na dziś zakończyć jazdę i zawróciłem na Wyspie. Dalej radosnym i żywym tempem, udałem się do domu :-)
Myślę i mam nadzieję na to, że przed Kośką jeszcze wspaniałe dni :-) Na wiosnę wymienię napęd (chyba już czas na korbę, a może nawet wymienię już support), dołożę uchwyt na profesjonalną lampkę i - co bardzo prawdopodobne - założę lemondkę. Kośka nabierze nowego charakteru :-) A później... ;-) W tym roku się nie udało, ale... ;-)
Dane wyjazdu:
41.93 km
0.00 km teren
01:52 h
22.46 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Wstawianie zęba ;-)
Niedziela, 30 października 2011 · dodano: 30.10.2011 | Komentarze 0
Wczoraj zrezygnowałem z jazdy, ponieważ był to najgorszy dzień, patrząc przez pryzmat mojego samopoczucia. Nie było sensu wyciągać roweru i tym samym narażać się na przedłużenie infekcji. Wyszło mi to chyba na dobre, bo dziś czułem się już zdecydowanie lepiej. Miałem jeszcze co prawda Benka na głowie, ale i dla Koski znalazło się trochę czasu :-) Dzień był na tyle ciepły, że po prostu nie mogłem odmówić sobie wyjazdu. Do wyjścia pchało mnie dodatkowo to, że przecież wczoraj nie jeździłem, a w pamięci miałem cały czas stracony cały październik. Dlatego też dzisiejszy wyjazd, miał należeć do kategorii tych nieco dłuższych.Przed wyjściem ułożyłem sobie dwie wersje trasy: krótszą i dłuższą. Zamiar był taki, aby pojechać po tej dłuższej pętli, choć oczywiście mocno brałem pod uwagę to, że w razie co skrócę przejazd. Wiedziałem też, że z racji nie do końca optymalnego samopoczucia, nie będę mógł jechać z takim tempem, na jakie miałem ochotę, ale ustaliłem sobie bezpieczną granicę.
Pierwsze metry uświadomiły mi, że na rowerze przecież inaczej odczuwa się temperaturę. Czułem na nogach przewiewający, chłodny wiatr ale już po kilkudziesięciu metrach, byłem odpowiednio rozgrzany i do Rogów dojechałem fajnym tempem. Przy końcu zabudowań, rozpościerał się ładny polny widok, miło oświetlony przez słońce. To jego ostatnie podrygi... Chyba to właśnie dlatego cieszą one jeszcze bardziej. Śmiało dojechałem do polnego skrzyżowania i odbiłem na nie utwardzoną polną drogę, gdzie znów jak kiedyś, musiałem zejść z roweru. Dawaj Kośka na garba! :-) Gdy na polu za plecami, zostawiłem już kilkanaście śladów butów, wsiadłem na rower i ruszyłem dalej. Po jakimś czasie znalazłem się w poborszowskim lesie. Panowała tu absolutna cisza. Dopiero po jakieś minucie, usłyszałem nieliczne odgłosy ptactwa. Jeden z nich szyderczo śmiał się w oddali... Naokoło liście spadały z drzew. Po kilkuminutowej przerwie począłem jechać w stronę Poborszowa, napotykając przy osiedlu śmieszną kozę :-) Gdy dojeżdżałem do głównej, zacząłem zastanawiać się nad przebiegiem dalszej trasy. Jeszcze w domu zaplanowałem jazdę czterdziestką piątką, aż tu nagle! Doznałem olśnienia! No przecież mogę skręcić w prawo! Z ogromną chęcią skręciłem więc w boczną, jakże ciekawą na rowerową jazdę uliczkę.


Jechało mi się spokojnie, aczkolwiek dynamicznie. Minąłem kilka fajnych zakrętów (jeden pokonałem nawet bardzo ładną wyścigową linią ;-) ) i dojechałem do zabudowań, znajdujących się przed wjazdem do lasu. Nagle na poboczu zauważyłem psa. Cholera. Jeszcze raz: Nagle na poboczu zauważyłem aaa! psaaa! Moje źrenice w ułamku sekundy zmieniły promień. Depnąłem na pedały i zastosowałem swój patent na pozbycie się czworonożnego zagrożenia, lub zyskanie czasu. Pies faktycznie wystraszył się dosyć mocno, ale już po kilku metrach dopadł mnie ponownie. Zerknąłem w jego stronę i spojrzałem na tego chojraka. Odpuścił po kilkudziesięciu metrach, a ja roześmiany w głos zauważyłem, że wykręciłem MXS wyjazdu ;-) Ta "ucieczka" była dla mnie frajdą :-) Na skraju lasu zatrzymałem się na moment i w tym momencie coś zaczęło na mnie spadać. To były biedronki! Ale jak to? :-) Jechałem w stronę krajówki, zatrzymując się za wzniesieniem i zauważyłem, że na osłonie siedzi jedna z nich. Chciałem zrobić jej zdjęcie, ale akurat spadła na asfalt :-)

Czekał mnie teraz mniej ciekawy fragment drogi, prowadzący do Walec. Gdy minąłem tą miejscowość, znów zrobiło się nieco lepiej :-) Ów dosyć ciekawy topograficznie fragment do trasy na Prudnik, pokonałem żwawo i ochoczo :-) Po kilku minutach dalszej jazdy znów byłem w lesie, docierając do myśliwskiej chatki, którą widziałem po raz pierwszy w tamtym roku, przy okazji wyjazdu z Piotrkiem. Zatrzymałem się tam na bardzo krótką chwilę, po czym ruszyłem w dalszą drogę. Kolejny postój wykonałem niedaleczko - tuż za skrajem lasu przy myśliwskiej ambonce.



Ruszając zwiększyłem tempo i szybko dotarłem do drogi zachodzącego słońca. Gdy już byłem na ostatniej prostej, zauważyłem bardzo ładną, jesienno kolorową ścianę drzew, mniej więcej w miejscu, gdzie jakiś czas temu wyłoniłem się z Kosią :-) Drzewka były bardzo ładnie pokolorowane :-) Zbudowana z nich ściana, aż rzucała się w oczy swoją odmiennością na tle pozostałego fragmentu lasu. Niestety nie bardzo można było zrobić zdjęcie, ponieważ między nami wisiały linie wysokiego napięcia. Chwilkę popatrzyłem sobie w tamtym kierunku i zauważyłem na skraju dwie sylwetki. Prawdopodobnie na rowerach :-) Będę musiał jeszcze raz tam wjechać. Może uda mi się wypatrzyć jakiś ładny skrót i krótszą alternatywę dla drogi zachodzącego słońca? W tym roku może nie być już możliwości przejechania tam suchą oponą, ale może w takim razie zrobię sobie taką mniejszą zimową przeprawę, podobną do tej przed rokiem? ;-) Po sekundzie mój wzrok oderwał zając, który jedynie raz wynurzył się z zieleni, dzielącej drogę od lasu :-)
Ruszyłem dalej, uważając na głębokie doły. Ostatecznie zrezygnowałem z dłuższej wersji trasy. Trochę jednak za wcześnie na takie wyjazdy. Trzeba dojść do stuprocentowego ładu z organizmem. W Bytkowie minąłem koniki na wybiegu, za którym na wzniesieniu pasły się krówki. Byłoby ładne zdjęcie, ale nie chciałem się zatrzymywać z uwagi na troje jeźdźców przy swoich rumakach, stojących nieopodal. Spokojnie pokonałem podjazd, po czym asfaltową drogą, udałem się prosto pokrętną drogą do domu :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
13.76 km
0.00 km teren
00:42 h
19.66 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Jesienna przejażdżka
Piątek, 28 października 2011 · dodano: 28.10.2011 | Komentarze 0
Wróciłem. Co prawda samopoczucie średnie (stąd też i dzień urlopu), ale... no jakbym mógł nie? Dzień rozpoczął się przepięknie! Wyszedłem z Benkiem. Piękna jesień przed oczami - nawet na osiedlu bloków. Ile takich dni mnie ominęło? Ta miesięczna dziura wygląda strasznie. Ale nauczyło mnie to czegoś. I otworzyło oczy.Z racji nie do końca optymalnego samopoczucia postanowiłem, że nie będę długo jeździł. Ot tak tylko, aby zaznaczyć swoją obecność i zamieścić jakieś zdjęcia. Nie chciałbym, aby pojawił się kolejny miesiąc bez zdjęć. Gdzie zatem mogłem znaleźć najwięcej jesiennych barw? Pytanie retoryczne :-) To oczywiste, że wybrałem drogę przez park :-)
Przy Chrobrego minąłem wojskowy bliźniak, przy którym trwały kończące się już prace renowacyjne, mające na celu zmianę elewacji na bardziej nowoczesną. Chciałem nawet pstryknąć fotę, bo według mnie będzie to chyba najładniej odświeżony budynek mieszkalny, jakie można zauważyć w okolicy. W chwilę później dobiegły do mnie radosne krzyki dzieci z pobliskiego przedszkola, bawiące się na placu zabaw. "Ja też miałem przedszkole w parku" - pomyślałem i od razu uśmiechnąłem się w duchu. Wróciły pozytywne wspomnienia, które od razu skorelowały się z rowerowym myśleniem :-) No i zrobiło się bardzo pozytywnie :-) Pod koniec alejki zatrzymałem się po raz pierwszy, aby skorzystać z przewieszonego na szyi aparatu :-)

Również w drugiej części parku, znalazło się miejsce do uwiecznienia :-) Jechałem sobie spokojnie, aby się nie zgrzać. No i poza tym, chciałem chłonąć jazdę. Nie potrzebowałem się śpieszyć.

Dalej udałem się na Dębową, naokoło której także przejechałem spokojnym tempem, obserwując pojawiające się kolory jesieni. Ciekawe jaka ona będzie w tym roku... We wrześniu pogodynki mówiły, że już w październiku ma padać śnieg. Taa... Jak zawsze nie warto się ich słuchać. Pod koniec Dębowej z drogi poderwał się przede mną wróbel, odlatując obserwowany przeze mnie w stronę drzewa. Gdy na nim usiadł, odleciał z niego inny, większy, biało czarny ptak. Utworzył się ładny łańcuszek ruchu :-)



Gdy wróciłem ponownie do miasta, skręciłem w kolejną część parku. Znalazłem się w Złotym Królestwie :-) Naokoło było złoto. Dosłownie wszędzie. Również na drodze leżała spora warstwa liści :-) Niebawem znów skierowałem się w stronę miasta, aby zaopatrzyć się w chwyty, które chciałem wymienić Kosi. Niestety w pierwszym sklepie nie mieli takich jakie chciałem, a drugi sklep był zamknięty. Zwróciłem się więc w stronę domu, wybierając drogę przez park, a w trakcie jazdy stwierdziłem, że odbiję jeszcze na promenadę. Dopiero stamtąd udałem się do domu.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
3.18 km
0.00 km teren
00:09 h
21.20 km/h:
Maks. pr.:28.60 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Zbawienne 3 kilometry... :-)
Sobota, 22 października 2011 · dodano: 28.10.2011 | Komentarze 0
PROLOGPrzed długim wyjazdem do Pragi, ostatecznie zdecydowałem się nie brać roweru. Nie wiadomo jakie miałbym tu dla niego warunki, ile czasu miałbym tu być... Przez pierwszy tydzień prawie łkałem, z powodu tej decyzji! Pogoda wyśmienita! Ależ żałowałem... :-/ Już pierwszego dnia wstąpiłem do pobliskiego sklepu rowerowego, aby chociaż sobie popatrzeć... Spośród rzeczy, które kocham właśnie roweru brakowało mi najbardziej. Z bliskimi sobie ludźmi byłem w kontakcie, ale brakowało mi tej rowerowej ENERGII! Ileż mógłbym zobaczyć, mając bazę w Pradze! Po prawie dwóch tygodniach pobytu, zacząłem z jednej strony coraz bardziej pragnąć roweru, a z drugiej wiedziałem, ze już praktycznie połowa pobytu za mną. Mimo to wizja tego, ze mógłbym rowerowo nie wykorzystać pobytu tutaj, nie dawała mi spokoju. Zastanawiałem się tez, czy nie sprawić sobie tutaj jakiegoś wehikułu ;-) Na przykład ten - jedyne 5909 Kc ;-) Pewnie do negocjacji ;-)

Po dwóch pełnych tygodniach pobytu, byłem już zdeterminowany, aby pojechać po Antka, ale na swoje nieszczęście sprawdziłem pogodę na nadchodzący czas. Wyglądało na to, ze złota jesień była już za nami... Faktycznie jeszcze tej samej nocy mocno padało - kilka kropel spadło na mnie już, gdy wracałem ze stacji CD. Następnego dnia nad Praga pojawiły się szare, grube chmury... Tym bardziej zacząłem żałować, ze nie milem tu roweru wcześniej.
Przez weekend wciąż złudnie karmiłem się iluzoryczną wizją sprowadzenia Antka, lub Kosi. Źle się stało, że w kraju tak przyjaznym rowerzystom nie miałem ze sobą dwóch kółek...
Z biegiem czasu sytuacja nieco się uspokoiła, a ja zrozumiałem, że to jest dobry czas na to, aby skupić się na innych sprawach. Oczywiście nie znaczyło to automatycznie, że się na nich skupiałem ;-) Brak roweru kompensowałem sobie codziennymi wizytami na forum. Ba! Nawet wziąłem udział w jednym z konkursów! :-) Coś jednak też zaczynałem czuć pod skora, że mój pobyt w Pradze, nie dobiegnie końca wraz z końcem października. Tak tez miało się stać... A wiec! Jadę do Benusia i po Antka! No w końcu!
***
Wczoraj późnym wieczorem dotarłem do domu :-) Od razu poczułem się spokojniej i stabilniej. Normalka :-) Tutaj jednak szczegółów z życia rodzinnego opisywać nie będę ;-) Nazajutrz pojechałem do Kędzierzyna, ale w drodze zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam ani rowerowej kurtki, ani rękawiczek. U Ani okazało się jednak, że rękawiczki były w Antkowej sakwie! Wyjścia wiec nie miałem... Choć z drugiej strony, to przecież do wyjścia się szykowałem! ;-)
Przed klatką chyba miałem lekki uśmiech na twarzy. Poczekałem jeszcze na nawigację i ruszyłem... Troszkę dziwne to uczucie, po tak długiej przerwie... Ba! To moja najdłuższa rowerowa przerwa, od jakiegoś półtora roku! Chwilę później zrobiło się jeszcze dziwniej, bo w związku z "nową" pozycją wydawało mi się, że wręcz leżę :-) Ojejku! :-) Jechałem sobie spokojnie przypominając sobie, jak to jest spoglądać na świat z perspektywy siodełka... Miło... Bardzo miło i spokojnie... :-) Sporadyczne porywy wiatru smagały mnie troszkę po brzuszku, ale... co z tego! :-) Niebawem dotarłem do ostatniego zakrętu na Bema, gdzie zawróciłem, gdyż nie było tam żadnego wjazdu do lasu. Jadąc główną pomyślałem sobie że rower, to jest ta forma aktywności fizycznej, która bardzo mi odpowiada :-) Począłem jechać już w kierunku powrotnym - to miał być przecież jedynie bardzo krótki, wręcz statystyczny wyjazd. Odmieniony wewnętrznie, spokojnie przemierzałem kolejne metry. Przed wejściem do klatki spojrzałem jeszcze na Antka. Rower. Rama, dwa kółka... Od razu do głowy wpadła mi myśl, że to przecież aż nienaturalne, że nie wziąłem go ze sobą od razu.
***
EPILOG
Dzień nie zakończył się jednak rowerowym happy endem. Co prawda spędziliśmy z Anią pół dnia na planowaniu podróży do Pragi z Antkiem, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Musiałem pogodzić się z faktem, że mimo planu i naprawdę wielkich chęci, znów pozostanie on na miejscu. Nie będzie zwiedzania Pragi i okolic na rowerze...
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
2.84 km
0.00 km teren
00:07 h
24.34 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Nocny powrót z pracy
Piątek, 23 września 2011 · dodano: 23.09.2011 | Komentarze 0
Dziś po raz kolejny, musiałem wstać wcześniej. Ani trochę mi się to nie uśmiechało, bo nie wyspałem się wcale. Widać to było podczas zakupów w sklepie, gdzie pół przytomny (i śpieszący się bardzo), przez minutę nie mogłem porozumieć się z ekspedientką... ;-)Kędzierzyn: droga do/z pracy
Gdy już wyruszyłem na dobre, obudziła się we mnie energia :-) Bardzo fajnie, dynamicznie i szybko dojechałem sobie do pracy :-)
Niestety sytuacja odmieniła się diametralnie, gdy wyszedłem z pracy. A godzina była to bardzo późna... Na dworze było chłodnawo, ja byłem wymęczony po całym dniu, ale rowerkiem i tak fajnie mi się jechało :-) Znów żałowałem, że nie mogłem pojechać gdzieś choćby minimalnie dalej, ale czekały na mnie jeszcze małe obowiązki. Dodatkowo byłem jeszcze przecież zmęczony po całym dniu. Gdy wyjechałem na Kozielską, stanął mi przed oczami fajny widok: ciemna noc, oświetlona ulica i spojrzenia ludzi... :-) Pośród tego ja: samotny, nocny biker na swoim niezawodnym rumaku ;-) Niestety ta jazda nie trwała długo...
Dane wyjazdu:
8.42 km
0.00 km teren
00:20 h
25.26 km/h:
Maks. pr.:37.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Rześka trasa do pracy :-)
Czwartek, 22 września 2011 · dodano: 22.09.2011 | Komentarze 0
Rano było nadspodziewanie i niespodziewanie ciepło. Było to dziwne tym bardziej, że wychodziłem z domu dużo wcześniej, aby być szybciej w pracy. Wybór środka transportu był więc oczywisty :-) Dodatkowo przemawiał za tym fakt, że jednak też trochę się przecież spieszyłem. Fajnie się więc złożyło z pogodą, bo mogłem bez obaw śmignąć sobie na poranną przejażdżkę Antkiem :-)Jechałem w samej koszulce i było mi ciepło :-) Od początku fajnie mi się deptało i muszę przyznać, że to był naprawdę fajny przejazd :-) Na Kozielskiej nawet poczułem pracę nóg po tym, gdy wcześniej dosyć mocno przyspieszyłem, utrzymując przez długi czas zadaną prędkość :-) Rozbuchany dojechałem do pracy zauważając, że furtka wjazdowa była zamknięta. Baardzo nie chciało mi się schodzić z roweru :-) Szarmancki Antoś otworzył mi ją więc przednim kołem, wykonując zgrabny skręt kierownicą, podczas gdy ja stałem na stójce ;-)
DST: 6.97 km TM: 16:32 min:sec AVS: 25.3 km/h MXS: 37.2 km/h
W trakcie dnia zauważyłem, że mam już całkowicie wyjechane klocki hamulcowe... A przecież dopiero 2,5 tys km za nimi... Hm... Czy to norma?
Niestety musiałem też zostać dużo dłużej w pracy, więc wrzucona rano w pośpiechu do sakwy lampka naprawdę się przydała :-) Gdy wyszedłem okazało się, że był naprawdę piękny, rześki i ciepły wieczór :-) Towarową jechało mi się świetnie :-) Aż żal, że nie mogłem pojechać sobie gdzieś dalej... Co prawda przeszło mi to przez myśl, ale było już jednak późno i miałem też niestety inne obowiązki na dziś.
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
3.70 km
0.00 km teren
00:08 h
27.75 km/h:
Maks. pr.:36.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Nocne rwanie ;-)
Środa, 21 września 2011 · dodano: 21.09.2011 | Komentarze 0
Do domu wróciłem dziś dosyć późno. Wieczór także miałem zajęty, ale nie dawało mi spokoju to, że w sumie na zewnątrz - mimo, że już bardziej jesiennie i ciemno - wciąż było ciepło. Szkoda mi było też zmarnować drugiego dnia, bez choćby malutkiej przejażdżki. Czułem wręcz żal na myśl, że mógłbym i dziś nie jeździć. Dosłownie rwało mnie na rower :-) Szybko znalazłem więc sobie pretekst do wyjścia :-) Wziąłem tylko lampkę i rękawiczki i już byłem przy Antku :-) Co prawda pierwotnie chciałem jeszcze przymocować (w końcu) tylną lampkę do Kosi, ale jednak było zbyt późno... Stąd ten wybór, choć to Kośka jest w założeniu taką srebrną strzałą :-)Na zewnątrz faktycznie było ciepło, jak na tą porę roku i dnia :-) Co prawda podczas szybszej jazdy, czuć było chłodny wiatr, ale było to raczej bardziej przyjemne, a nie przeszkadzające w jeździe :-) Jechało mi się więc bardzo rześko :-) Poza tym, oczywiście byłem bardzo uradowany z tego, że w końcu mogłem sobie choć trochę pojeździć :-) Pewnie świeciły mi się oczka... ;-)
Gdy dotarłem do przystanku, na którym chciałem zrobić fotę rozkładu wiedziałem już, że nie wrócę od razu do domu :-) Byłem też ciekaw ile jest stopni, a zapomniałem sprawdzić to przed wyjściem z domu. Tak więc kolejny pretekst znalazł się praktycznie sam ;-) Śmignąłem więc szybko przez Rynek w stronę PKSu i dopiero stamtąd, wróciłem uradowany do domu :-) Tego mi było trzeba! :-)
Dane wyjazdu:
41.08 km
0.00 km teren
01:24 h
29.34 km/h:
Maks. pr.:47.30 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kosia
Niczym wicher! :-)
Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 0
Do południa siedziałem nad książką. To znaczy siedziałem i trochę czytałem ;-) Za oknem była piękna pogoda, a i gdy bylem z Benkiem na spacerze, czuć było ze jest w miarę ciepło, a momentami nawet całkiem grzało. Planując wyjazd chciałem zabrać ze sobą zwijana kurtkę, ale ostatecznie wyszedłem tylko z bidonem.Najpierw podjechałem na stację, aby napełnić bidon. Było fajnie ciepło. Gdy wychodziłem z budynku, na plac podjechał ciekawy Garbus. Po kilku chwilach, ruszyłem dynamicznie w trasę. Już na wyspie z Kośki zrobiła się rakieta. Uderzały we mnie fale gorącego powietrza. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak gorąco. Jechało mi się bardzo lekko. Korba kręciła się z dużą częstotliwością. Od świateł w Kłodnicy, aż do wiaduktu kolejowego prułem czterdziestka! Tak, tego jeszcze nie było. Czułem, ze to może być świetny wyjazd! Dalej wcale nie było gorzej - nie spuchłem tak, jak się tego obawiałem. Jechało mi się jednocześnie swobodnie i bardzo szybko. Na prostej przed Januszkowicami wyprzedziłem dwie rowerzystki w średnim wieku. Rożnica prędkości była wręcz kolosalna! Do Januszkowic wpadłem niczym wicher, wzbudzając zainteresowanie ludzi, przebywających w obrębie drogi. Po bardzo krótkim czasie, dojechałem do skrzyżowania w Zdzieszowicach, a po kilkuset metrach dalszej jazdy, musiałem podwoić czujność, z uwagi na spadające z drzew żołędzie ;-) W Krępnej wjechałem na czuja w uliczkę biegnącą w kierunku Jasionej.
- Przepraszam, na Jasionę dobrze jadę?
- Tak, dobrze - odpowiedziała, idąca poboczem kobieta.
No to but! Odpowiedziałem jeszcze grzecznie "dziękuję" i wydarłem kapcia tak, ze aż nawet i mnie ogarnęło zdziwienie, a nawet szok! Momentalnie osiągnąłem prawie piec dych na blacie! Jadący rowerem znad przeciwka dziadek, popatrzył na mnie jak na jakiegoś nadczłowieka. Naprawdę musiało to wyglądać nieziemsko! Niestety zaczęło mocniej wiać.
Po kilku chwilach, doleciałem do Jasionej. Miałem mały dylemat, czy wjeżdżać dziś na leśny szlak. To przecież zabójstwo dla średniej. Mimo wszystko, postanowiłem trzymać się planu, czyli sprawdzenia szlaku. Na początku drogi przystanąłem na chwilę. To był mój pierwszy przystanek od momentu opuszczenia stacji. Licznik wskazywał średnią 33.2 km/h! Maksymalnie na trasie było 33.6, a poprzednia wartość spadła tylko dlatego, bo hamowałem aby się zatrzymać.

Ruszyłem dalej. Droga biegła lasem, który nie bardzo jednak miałem okazję obserwować, gdyż starałem się jak najmniej stracić na średniej. Pomyślałem sobie też, że na taki kamienisty trakt jak ten, powinienem wybrać się Antkiem. Dziś bowiem wyraźnie widać było, że i z Kośką osiągnąłem wcześniejsze założenie. Tak :-) Jej żywiołem jest asfalt. Wcześniej obserwowałem też pracę opon na tej nawierzchni i w mojej ocenie wyszło na to, że to też był dobry zakup.
Gdy las miałem już za sobą, zrobiło się naprawdę nieciekawie. Wiatr momentami dosłownie stawiał przede mną ścianę. Jechałem na średniej zębatce. Będzie ona w większości używana w drodze powrotnej. Znalazł się tez fajny plus :-) Okazało się, że byłem na drodze, którą już wielokrotnie chciałem zlokalizować, gdy przejeżdżałem w tej okolicy pociągiem :-) Dwie pieczenie na jednym ogniu :-) Wiatr jednak bardzo skutecznie utrudniał mi jazdę... W męczarniach doturlałem się do stadionu w Zdzieszowicach, gdzie właśnie rozkręcała się jakaś impreza. Jazda była jednak bardzo szarpana. Moim celem była obrona wsparcia na 30 km/h, ale bardzo szybko zweryfikowałem ten cel. Prawdopodobieństwo utrzymania takiej średniej, było naprawdę niewielkie. Celem stal się więc próg 28 km/h.
Droga powrotna była odwrotnością sprintu do Jasionej. Kilka razy stawałem na poboczu, odpoczywając od wiatru i mając złudną nadzieję, ze przestanie wiać. Liczyłem na to, ze w lesie przed Kłodnicą będę mógł nadrobić i tak tez było. Cóż jednak z tego, jak na pierwszym prześwicie wiatr dosłownie we mnie uderzył. To nie była swobodna jazda. Wciąż mecząc się, dojechałem do Kłodnicy, gdzie miedzy zabudowaniami sytuacja minimalnie się poprawiła. Nie na tyle jednak, abym mógł odczuć różnice w jeździe. Znamiennym był fakt, ze i pod wiaduktem ledwie się przetoczyłem. Liczyłem na to, ze kierunek wiatru zacznie mi sprzyjać, gdy zwrócę się w kierunku Koźla. Tak tez było. Mogłem jechać nieco bardziej swobodnie. Chciałem już być na miejscu tym bardziej, że nasi grali z Rosją o brązowy medal Mistrzostw Europy w siatkówce. Musiałem jednak zatrzymać się na czerwonym świetle. Po chwili wyrównania oddechu, ruszyłem z kopyta wprawiając Kośkę w sprint. Taak! Znów czwórka z przodu i było pięknie! Niestety pierwsze efekty zmęczenia po walce z wiatrem dały o sobie znać i nie udało mi się utrzymać tej prędkości tak długo, jak tego chciałem. Mimo to brak większego wiatru, pozwolił mi dojechać fajnym tempem do domu.
To był - jak się okazało - bardzo potrzebny mi wyjazd. Już dawno nie jechałem Kośką w takim charakterze. Poza tym zrozumiałem, że chyba muszę zmienić nieco trening. W tym roku z powodu braku czasu i pogody nie udało mi się pojechać trasy +200 i +300 km, ale na przyszły rok chcę być lepiej przygotowany. No i Koska... :-) Teraz już wiem na pewno, że w jej obecnym kształcie, to asfalt jest jej żywiołem :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
38.77 km
0.00 km teren
02:07 h
18.32 km/h:
Maks. pr.:38.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Obóz w Sławięcicach
Sobota, 17 września 2011 · dodano: 17.09.2011 | Komentarze 0
Do południa byliśmy z Anią na zakupach, z których wróciliśmy trochę zmęczeni, lecz oczywiście w dobrych humorach :-) Szkoda nam było nie wykorzystać świetnej pogody, więc plan dnia ułożyliśmy pod kątem rowerów :-)Równym i miarowym tempem, dojechaliśmy na Azoty, a następnie wjechaliśmy w leśny skrót, gdzie powspominaliśmy sobie trochę poprzedni przejazd tą drogą... :-) Widać już było powoli nadchodzącą jesień. Mnie od samego początku wyjazdu, udzielał się pozytywny rowerowy nastrój, który wzmógł się jeszcze bardziej, gdy przed skrajem lasu, doleciał do mnie motyl i towarzyszył mi prawie aż do wiaduktu :-) Niebawem na Białym Ługu spotkaliśmy liczną grupę ludzi, którzy przy jednym z domostw, prawdopodobnie szykowali się do ogniska lub grillowania. Wkrótce dotarliśmy też do Piastów, gdzie na postoju uznaliśmy, że jeszcze nam mało :-) Rzuciłem więc, abyśmy pojechali do obozu w Sławięcicach. Ania chciała kiedyś go zobaczyć, więc teraz może być dobra ku temu okazja :-)

Przez Blachownię przemknęliśmy fajnymi skrótami, a Ania nawet wypatrzyła jeziorko z kaczkami, które ja ominąłem, bo od czasu zmiany celu wyjazdu, włączył mi się speed ;-) Dalej jechaliśmy znów razem (oj, dawno nam się to nie zdarzyło chyba...) i gadaliśmy o sprawach życiowych i rowerowych :-) Fajnie było :-) Tuż przed wjazdem na plac obozu, minęliśmy trzy rowery z czego dwa były tandemami :-) Nieczęsty to widok! :-) Ani spodobał się ostatni - żółty :-)


Na miejscu pokręciliśmy się trochę i zrobiliśmy kilka zdjęć. Niestety jednego nie udało nam się udokumentować, gdyż w międzyczasie przyjechała Golfem jakaś pół-owca z Krapkowic (tudzież okolic), stawiając samochód dosłownie przed pomnikiem! No deb**. I niech to wystarczy za komentarz.



Na trasę powrotną wybraliśmy azotowy las. Postanowiliśmy skręcić w drogę, na której Ania kiedyś złapała gumę, wjeżdżając w dziurę w jezdni i musiałem się biedny męczyć ;-) Tym razem obyło się bez strat ;-) Cały czas też trzymał się nas dobry humor, pozytywne nastawienie i duże chęci :-) Drogą z czerwonym szlakiem dotarliśmy do Azot, gdzie na dojazdówce do asfaltu, puściłem się w długą i to chyba tam zrobiłem MXS wyjazdu ;-) Od tej pory częściej urywałem się do przodu. Czyżby nałóg wrócił? ;-)



DST: 30.58 km TM: 1:45 h:min AVS: 17.3 km/h MXS: 38.1 km/h
Drogę powrotna do domu, postanowiłem ułożyć podobnie jak ostatnio. Jadąc przez Żabieniec, dotarłem do drogi rowerowej, a stamtąd to już wiecie... ;-)
Dane wyjazdu:
8.41 km
0.00 km teren
00:22 h
22.94 km/h:
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Rowerowe lekarstewko ;-)
Piątek, 16 września 2011 · dodano: 16.09.2011 | Komentarze 0
Dziś wstawałem z przeświadczeniem, że jadę autobusem. Cały czas trochę jeszcze trzymało mnie to złe samopoczucie. Z czego się bierze i co to jest? Poza tym jakoś bardziej niż zwykle nie chciało mi się wstawać. To pewnie "efekt uboczny" sprawdzania telefonu do drugiej w nocy ;-) Gdy jednak wyszedłem na zakupy zauważyłem, że jest cieplej niż wczoraj. W drodze do sklepu lekko biłem się z myślami. No przecież szkoda stracić dnia bez roweru! Gdy wracałem z zakupów, zauważyłem że pewien jegomość w pełnym garniturze i teczce na bagażniku, śmiało pędzi przed siebie aż miło. To już drugi dzień z rzędu! ;-) O nie! Decyzja podjęta!Przed klatką - podobnie jak wczoraj - założyłem jeszcze zwijaną kurtkę i ruszyłem ochoczo przed siebie :-) Mimo minimalnie gorszego samopoczucia w momencie gdy rano otworzyłem oczy, jechało mi się bardzo fajnie i żywo :-) Dopiero mniej więcej od połowy drogi rowerowej, do której dotarłem w stylu charta, zaczęło mi być minimalnie chłodno. Z pewnego rodzaju pędem, dotarłem do pracy uradowany z faktu, iż nie jechałem autobusem :-) To był bardzo dobry wybór :-) I nawet to niepewne samopoczucie mi przeszło :-) Może i jutro się gdzieś wybierzemy z Anią?
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-)


