Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)

Więcej moich rowerowych statystyk.



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Kosiek.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Wypady, nie w(y)padki ;-)

Dystans całkowity:11362.69 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:530:50
Średnia prędkość:21.41 km/h
Maksymalna prędkość:78.56 km/h
Liczba aktywności:161
Średnio na aktywność:70.58 km i 3h 17m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
52.02 km 0.00 km teren
02:05 h 24.97 km/h:
Maks. pr.:52.17 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Ulubiony prezent św. Mikołaja? Skarpetki :D

Sobota, 10 grudnia 2016 · dodano: 08.01.2017 | Komentarze 0

Jako że byłem bardzo grzeczny w tym roku, św. Mikołaj przyniósł mi w prezencie piękne skarpetki ;-) Tak, piękne bo super pasowały kolorystyką do Cabo :D Miałem co prawda nie wyciągać już szoski aż do wiosny, ale dzisiejsza pogoda była wręcz wyśmienita na test :-) Cóż było począć? ;-)



Za szoską tęskniłem już od prawie dwóch miesięcy :-) Pierwsze metry były minimalną niewiadomą, bo jednak to nieco inny rower, niż moje pozostałe :-) Omyłkowo wjechałem na drogę rowerową, przeprowadzając rower na drugą stronę, ale już za rondem było cacy :-) Wkrótce padła mi nawigacja :-) Na wylocie z Blachowni zebrałem też pierwsze doznania, które przywędrowały od najdalszego koniuszka najmniejszego paluszka do mej główki ;-) Stopy czuły się tak, jakby były w wełnianych skarpetkach, w pokoju z kominkiem, w bujanym fotelu :D Deptałem sobie ochoczo do czasu, aż w Lichyni przednia lampka uwolniła się z sanek i zimowo zjechała z trzaskiem prosto na asfalt... :-) Pozbierałem ją szybko i znalazłem nawet maleńkie szkiełko kryjące roboczą diodę :-) Działała, ale wewnątrz obudowy wyłamał się zatrzask zamykający pokrywę. Ech... Zaś straty :-) W końcu jednak zacząłem piąć się na okoliczny wulkan zwany Górą św. Anny :-) Okazało się też, że moja kondycja leży, bo jakiś inny szosowiec dość mocno mnie odstawił. Pora w końcu zacząć przygotowania do przyszłorocznych dwóch startów :-) Na szczycie tradycyjnie przywitałem się z Karolem i jadąc ostrożnie w dół, dotarłem do Wysokiej :-) Było bardzo fajnie, ale już za Kadłubcem dopadł mnie wiatr i wyszło też już lekkie zmęczenie trasą. Zakręty w Porębie pokonałem jak zwykle z frajdą :-) Ech... Kocham szoskę! :-)

Za Sławięcicami :-) Między drzewami praktycznie niewidoczna Góra św. Anny :-)


Cześć! :-)

_
Cel na 2016 osiągnięty :-) Smaczku dodaje fakt, że zrobił to Cabo :-)


Dane wyjazdu:
66.31 km 0.00 km teren
03:40 h 18.08 km/h:
Maks. pr.:32.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Tradycyjnie - jesienna przeprawa :D

Sobota, 26 listopada 2016 · dodano: 08.01.2017 | Komentarze 0

Wczoraj w pracy poczułem, że coś troszkę zaczyna mnie brać. Wieczorem w domu zaczynałem się już martwić w jakim stanie obudzę się rano. Szczęściem nie było najgorzej :-) Na rower i tak miałem zamiar iść!



Oczywiście liczyłem na to, że podobnie jak to miało miejsce w przeszłości, rower wypędzi ze mnie chorobowe symptomy. Według prognozy pogody miało być więcej słońca i choć to się nie sprawdziło, to i tak nie narzekałem :-) Już na azotowym skrócie czuć było mistyczną, mglistą jesień :-) W azotowym lesie było jeszcze lepiej! Klimat, że hej! :-) Oby tylko na mnie żaden wilkołak nie wyskoczył ;-) Dość szybko odbiłem z wyjeżdżonego przez siebie traktu, na drogę w kierunku Starej Kuźni. Początkowo nawierzchnia była bardziej "leśna", ale bardzo szybko droga zamieniła się w szeroki i utwardzony trakt. Wkrótce ślad w nawigacji nakazał skręt w nieco zarośniętą odnogę. Chętnie podjąłem to wyzwanie :-) Droga doprowadziła mnie do wzgórka, za którą owej drogi już nie było :-) Wypatrzyłem na szczęście jakąś ścieżynę i przerwę w koronach drzew w oddali. Nos mnie nie mylił - tam ponownie wjechałem na leśny trakt :-) Po drugiej stronie asfaltówki znalazłem się też w miejscu,  z którym wiązały mnie bardzo miłe rowerowe wspomnienia :-) Poszwendałem się tam chwilę i niebawem zostawiając las za sobą :-) Pierwsze metry były takie jakie je znałem, czyli wyboiste :-) Na szczęście od Łączy było równo jak na stole :-) Na tyle równo, że od razu pomyślałem o szosce :-) Już czekam wiosny!
Do Jeziora Pławniowickiego dojechałem od strony Kanału Gliwickiego :-)  Te miejsca po raz pierwszy poznawałem wraz z Karolkiem :-) Nad samym brzegiem było baardzo spokojnie :-) Nawet ptactwa nie było tu tyle ile ostatnim razem :-) Było za to bardzo mgliście i nastrojowo :-) Zgodnie z planem okrążyłem cały zbiornik i rozpocząłem odwrót ku domowi :-) Miałem przy tym okazję poznać nowy trakt w tych okolicach :-) Niestety kolejna nowa droga już za Rudzińcem okazała się być mniej łaskawa! Wjechałem między pola i wyglądało to tak, jakby ktoś zaorał tam drogę! Zaorana ziemia wbijała się Antkowi pod błotniki, skutecznie go hamując. Dodatkowo tuż obok mnie biegł jakiś rów, a dzieliła mnie od niego wąska ścieżyna :-) Na samym końcu okazało się jeszcze, że jestem otoczony ogrodzeniem! To już chyba taka tradycja, że w sezonie jesienno-zimowym muszę się wpakować na jakąś przeprawę :-) Furtkę w ogrodzeniu udało mi się przejść i co oczywiste nie zostawiłem Antka ;-) Tuż później poczułem, że cena za tą całą przeprawę, to był spadek sampoczucia. Rower do tej pory mnie napędzał, a teraz czułem, że zbliżam się do tej gorszej granicy. Dodatkowo zaczynało być krucho z czasem. Trafiłem też na breję z którą zmagałem się jadąc w przeciwną stronę. Na szczęście do Azot dotarłem dość szybko, czując jednak lekko w nogach pokonane kilometry :-)

Wkraczam w strefę mroku ;-)


Leśna ambona nieopodal głównego szlaku.


Przez las :-)


Już asfalt :-)


Nowe okolice :-)


Nad autostradą


Nad Kanałem Gliwickim ;-)


W drodze nad jezioro :-)



Regulamin dla rowerzystów przy Jeziorze Pławniowice


Szczególną uwagę przykuł punkt czwarty ;-)


U celu :-)


Do lata...! :-)


Objazdówki ciąg dalszy :-)


Różowy most w Pławniowicach :-)


Pałac w Pławniowicach :-)


Nowo odkryty czarny szlak :-)


W końcu ktoś się wziął za renowację pałacu w Rudzińcu.


Hodowla danieli


Bez przeprawy nie ma zabawy ;-)


Kiedyś inaczej tu wyglądało!
?>

Dane wyjazdu:
41.72 km 0.00 km teren
02:19 h 18.01 km/h:
Maks. pr.:44.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Niesamowity październik - 30 października (10/10)

Niedziela, 30 października 2016 · dodano: 08.11.2016 | Komentarze 0

Niedziela przywitała nas przebijającym się przez zachmurzone niebo słońcem :-) Momentami wyglądało to naprawdę zachęcająco :-) Postanowiłem nie czekać ani minuty dłużej i gdy tylko nadarzyła się okazja, wyszedłem na rower :-)



To był typowy jesienny przejazd :-) Mocno jesiennie, momentami mokro i baardzo wietrznie :-) Na szczęście w drodze powrotnej wiatr miałem nawet sprzyjający :-)

Za Lenartowicami :-) Brak słońca wyraźnie wpływa na jakość komórkowego zdjęcia, bo drzewa w oddali były naprawdę jesiennie piękne :-)


W lesie między Lenartowicami, a Miejscem Kłodnickim :-)


Miejsce Kłodnickie tuż za plecami :-) Słońce to pojawia się, to znika :-)


Dalej na niebieskim szlaku :-) Pięknie jest :-)


Na otwartej przestrzeni na skraju lasu przed Zalesiem od razu odczuwam silne podmuchy wiatru. Będzie ciekawie ;-)


Na wzniesieniu za Zalesiem Śląskim. Chwilę później wiatr przewraca Antka...


Zatrzymałem się z zamiarem zrobienia zdjęcia pomarańczowego skraju lasu, ale akurat słońce odmówiło współpracy ;-)


Czarnocin. Wersja bez słońca i ze słońcem ;-)


Przepiękny jesienny Czarnocin... Już nie raz się tu zachwycałem!


Szlak św. Jakuba z Górą św. Anny w oddali :-)


Może w przyszłym roku i tu rodzinnie podziurkujemy? ;-)


Jedzie się lekko terenowo, ale Antek jak zwykle daje radę :-)


Przydrożne krzyże.


Cicho i głucho :-) Nawet jeżynki się ostały :-)


Końcowy etap polnej przeprawy :-) Ciekaw jestem gdzie prowadzi droga w poprzek :-)


Zaczynamy wspinaczkę na Górę św. Anny :-) Jest jesienno-bajecznie :-)


Kaplica przy punkcie widokowym :-)


Antoś ;-)


Cześć! :-)


Dane wyjazdu:
55.43 km 0.00 km teren
02:08 h 25.98 km/h:
Maks. pr.:61.81 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Na Alpenstrasse i na Ankę :-)

Sobota, 3 września 2016 · dodano: 01.11.2016 | Komentarze 0

W zasadzie nie planowałem na dziś wyjścia na rower. Z nierowerowej mantry wyrwał mnie o poranku Karolek pytając, kiedy pojedziemy całą rodziną na rowerową wycieczkę. Musimy zacząć inaczej planować nasze weekendy! Do powrotu Ani z zakupów zrobiłem większość z prac, które trzeba było wykonać i nagle - mając zapas czasu do popołudniowego wyjścia - zapragnąłem roweru! ;-)


Kłodnicę przejechałem z bardzo wysoką prędkością, a do podnóża Góry św. Anny miałem niecałe trzydzieści kilometrów na godzinę średniej. Rozpocząłem wspinaczkę ulicą Wiejską i tak trzy razy pod rząd. O dziwo za każdym razem szło mi sprawnie i bez zbędnego wysiłku, czy szarpania! :-) Następnie był podjazd na Górę św. Anny. Dodatkowo, jeszcze na początku wyjazdu postanowiłem, że podjadę na punkt widokowy położony na zboczu góry. Było tam dość stromo i można było wpleść to w trening. Tak też zrobiłem :-) Na szczycie było całkiem dużo ludzi, a zwłaszcza młodzieży. Zatrzymując się tylko na chwilkę przy Karolu, puściłem się pędem w dół. Niestety wyboje skutecznie odbierały radość ze zjazdu... Wkrótce wjechałem na lepszy asfalt w kierunku Kadłubca, jadąc tam jak rakieta! :-) W drodze powrotnej postanowiłem jeszcze raz wjechać na Alpenstrasse i tym razem odczułem przez pół sekundy pracę mięśni, a nawet na króciutki momencik wstałem z siodełka. Nie było jednak lipy ;-) W Leśnicy rzutem na taśmę (dziesięć minut po zamknięciu sklepu), kupiłem napoje mleczne i na chwilkę przysiadłem na tutejszym Rynku. Później już spokojniejszym tempem udałem się do domu :-)

U podnóża Góry św. Anny :-) Przystanek na SMS'a ;-)


Cześć! :-)


Piękny okaz przy Rynku na Górze św. Anny :-)


Dożynki w Porębie ;-)


Pomnik Edmunda Bojanowskiego - założyciela Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej. Tyle razy tędy przejeżdżałem, a jakoś nie było okazji się zatrzymać... 


Na Rynku w Leśnicy. I tu tak samo - przecież nie raz tu byłem!


Dożynki w Leśnicy i w Raszowej :-)


Dane wyjazdu:
49.03 km 0.00 km teren
03:09 h 15.57 km/h:
Maks. pr.:44.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2016, dzień 6

Czwartek, 25 sierpnia 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 0

Po wczorajszej super przejażdżce, od samego rana miałem pozytywnego świrka na rower :-) Bardzo szybko wyrysowałem trasę na pięćdziesiąt kilometrów i ruszyliśmy mimo, że sam nabrałem wątpliwości, czy aby dziś na pewno taki dystans będzie dla nas wszystkich odpowiedni :-)


Trasa bazowała na ubiegłorocznej przeprawie, więc korzystaliśmy z nabytych już doświadczeń :-) Górki dały się nam jednak wszystkim w kość. Aneczka na wczorajszym "ceglanym" zjeździe nabawiła się jakieś kontuzji łokcia, a i mnie na kilka kilometrów przed Zwierzyńcem dopadły pierwsze objawy zmęczenia. Na szczęście obiad był blisko - zmogłem podwójną porcję pierogów! :-) Na uwagę zasługują również dzieciaczki, które super grzecznie przejechały całą wycieczkę :-) Jedyny awaryjny przystanek, to zakładanie bucika księżniczce ;-)



Dane wyjazdu:
32.12 km 0.00 km teren
02:36 h 12.35 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Roztocze 2016, dzień 5

Środa, 24 sierpnia 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 0

Z rana wybraliśmy się do Ośrodka Edukacyjno-Muzealnego Roztoczańskiego Parku Narodowego. Ja co prawda nie byłem z tego faktu w stu procentach zadowolony, ale ostatecznie nie było najgorzej, a nawet całkiem ciekawie :-) Później dzieci zaliczyły plac zabaw i całą rodzinką udaliśmy się na obiadek :-) Na popołudnie nie mieliśmy żadnego planu - nawet po przejrzeniu wszystkich dostępnych naszych map i przewodników. Do gry weszła niespodziewanie pani Jadzia i wstępnie nakreśliliśmy trzy różne warianty. Ostatecznie stanęło na przejeździe do Szczebrzeszyna. To miała być bardzo prosta trasa, a wyszedł nam chyba jeden z lepszych roztoczańskich wyjazdów! :-)


Ze Zwierzyńca wyjechaliśmy obok Krzysia Zawalidrogi. Szybko dojechaliśmy do drogi na Szczebrzeszyn, a moja średnia na asfalcie - biorąc pod uwagę ciągniętą przyczepkę - była całkiem zadowalająca :-) Wkrótce zjechaliśmy z asfaltowej drogi i wjechaliśmy w pierwszy wąwóz :-) Dodatkowo zrobiło się mocno pod górę! Jechało się ciężko, bywało że opony z trudem łapały przyczepność, szeroka przyczepka była dodatkowym utrudnieniem na polnej, wyboistej drodze, a raz nawet poczułem kroplę potu na nosie! :-) Widoki w zupełności wynagradzały trud tej przeprawy! :-) Och... Wreszcie czuliśmy Roztocze! Trochę też pobłądziliśmy w poszukiwaniu oznaczonego szlaku, ale jak już się na nim znaleźliśmy, byliśmy dosłownie oczarowani! Niby las, a widoki tak piękne...! Na pewnym odcinku zatrzymywaliśmy się dosłownie co chwilę! Niebawem skręciliśmy na czerwony rowerowy szlak, który zbudowany był z czegoś na kształt większych cegieł. Jechaliśmy dosłownie terkocząc! :-) Przyczepka w takich warunkach sprawdzała się na dwieście procent! Dzieci nie mogły wydawać tak śmiesznych dźwięków jak my, gdyż wcale nie podskakiwały! ;-) Do Szczebrzeszyna wjechaliśmy już prostą jak stół asfaltową drogą, by od razu zatrzymać się przy Świerszczu ;-) Później były jeszcze ciastka i lody :-) Do Zwierzyńca wróciliśmy drogą rowerową, gdzie trochę odjechałem do przodu, jadąc w zupełności swoim tempem i czasem lekko przepędzając organizm :-) Taką jazdę lubię! :-) Przy okazji wstąpiliśmy jeszcze do Biedry, a tam napotkałem naszego dzisiejszego przewodnika po muzeum :-) Jaki ten świat malutki ;-) Kilka dni temu również tutaj na zakupach spotkałem panią od awaryjnej pizzy ;-) Czekając na Anię i patrząc w rowerowym uniesieniu na Antka i przyczepkę, pomyślałem sobie, że urlop bez roweru to nie jest żaden wypoczynek! :-) Rower... To przecież ja! :-)



Dane wyjazdu:
26.09 km 0.00 km teren
02:01 h 12.94 km/h:
Maks. pr.:30.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Jedziemy ciufcią!!! ;-)

Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 0

Wczoraj nie wyszło, ale dziś nadrobiliśmy... :-) I to jak! :-)


Pogoda była przepiękna... Słoneczko, temperatura... LATO! LATO!!! Na początku pozostawiliśmy rowery i przyczepkę w aucie, by przejechać się rudzką kolejką wąskotorową :-) Myślę, że cała nasza czwórka miała z tego fajne przeżycie :-) Po powrocie z Paproci wsiedliśmy na rowery :-) (tatuś to chyba właśnie z tego cieszył się najbardziej ;-) ) Już na samym początku musieliśmy trochę pokluczyć, bo teren ośrodka dla osób starszych "Buk" był zamknięty dla przejazdu. Dzięki temu zaliczyliśmy super fajny leśny trakt, który wymagał technicznej jazdy - zwłaszcza z dwuosobową przyczepką! :-) Miodzio...! :-) W końcu (niestety ;-) ) dojechaliśmy do szlaku, który mieliśmy przemierzać od samego początku :-) Były na trasie fajne miejsca: leśne jeziorko, rycerski pomnik, Królewskie? Wzgórze... Jesteśmy tak blisko tych miejsc na co dzień! I to trzeba docenić! A tereny do jazdy są tu przepiękne! I ludzie... A na szlaku było ich dziś co niemiara! I wszyscy mili i uśmiechnięci! :-) Na leśnym dukcie najlepszy okazał się jednak zjazd z Zamkowej Góry Antkowe hamulce zaciśnięte na obręczach, a przyczepka z dwójką dzieciaczków, Antek i ja suniemy po liściach stromym zboczem w dół! Ostro było! :-) Antek jechał bokiem! :-) Kocham takie techniczne przejazdy! Kocham rower! Kocham każdy ze swoich trzech rowerów! Gdy tylko Aneczka do nas dołączyła, pogadaliśmy chwilkę z napotkanym na szlaku bardzo miłym panem. Te miejsca chyba każdego potrafią zmienić w leszcze lepszego człowieka! Niedługo potem zawitaliśmy do Źródełka Hugo i wjeżdżając na naszą dziewiczą "Zakazaną", dotarliśmy z powrotem do Rud. Przyczepka ponownie przyciągała uwagę. I dobrze! Trzeba ludziom pokazać - da się! Dzieci nie są ograniczeniem! Są WARTOŚCIĄ! :-) I sam rower nabiera również innego wymiaru... Wizytę w pięknych i cudownych Rudach zakończyliśmy przejazdem... drezyną! ;-) I sami my, tak właśnie RODZINNIE MY, MY! byliśmy napędem! :-) 
_
Dzień cudowny... CUDOWNY...! Baterie 100%

Przystanek "Paproć" wita! :-) Para buchała, że hej! :-)


Z powrotem w Rudach :-) Byliśmy tu kilka razy, ale dopiero teraz dopisało nam troszkę szczęścia - pomieszczenie tutejszej grupy rekonstrukcyjnej było otwarte, dzięki czemu można było pooglądać eksponaty sprzed wielu lat.


Kolekcja starych samochodów :-)


Jeszcze większa ciufcia ;-)


Wyruszamy na rowerowy szlak! :-) Okolice są przepiękne! :-)


Zjazd z głównego szlaku wymuszał na nas techniczną jazdę :-) Były kałuże i gałęzie, a do tego szeroka przyczepka :-) Miodzio! ;-)


Łagodniejszy odcinek pośród drzew... Było sielsko... :-)


Leśny staw, oraz myśliwska wiata :-)


I takie tu są atrakcje...


Rycerz Janik z Jankowic :-)


Leśniczówka Krasiejów. Pogoda i humory dopisują! :-) 


Przy ławeczce Zepa. 


Na Zamkowym Wzgórzu! :-)


Kolejny leśny zbiornik wodny :-)


Przy Źródełku Hugo :-)


Leśniczówka "Wildek" wieńczy końcówkę dzisiejszego przejazdu :-)


Na szlaku - przy jagódkach :-) Tak, tak, kiedyś tu rosły ;-)


Dane wyjazdu:
59.16 km 0.00 km teren
02:14 h 26.49 km/h:
Maks. pr.:50.35 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Niedzielny objazd naokoło Anki :-)

Niedziela, 17 lipca 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 0

Do południa byliśmy z dzieciaczkami w małpim gaju :-) Po powrocie podjadłem i dyla na rower! ;-) Po wczorajszym deszczu na ulicach nie pozostało prawie żadnego śladu :-)


Na mieście było dość dużo ruchu - zarówno na drodze rowerowej, jak i ulicach. Całe szczęście za Rondem Milenijnym zrobiło się już bardzo spokojnie :-) Na obrzeżach Lichyni znalazłem kolejny dziurkacz ;-) Droga natomiast była w dużo gorszym stanie, niż podpowiadała mi wyobraźnia przed wyjazdem. Przed Czarnocinem drogę przebiegł mi lis z pokaźną kitą! :-) Jechało się bardzo spokojnie :-) Alpenstrasse zrobiłem na totalnym luzie - dużo większym, niż to bywało wcześniej :-) Nawet nie miałem wrzuconej najlżejszej przerzutki. Później zrobiłem jeszcze Ankę. Na podjeździe złapało mnie kilka kropel deszczu, dzięki czemu jechało się bardziej rześko. Wyjazd zakończył dość długi postój na leśnym przejeździe w Raszowej. Gdy ruszałem trąbnął jakiś Seat. Być może wiem kto siedział za kierownicą :-) 

Znaleziony! ;-)


Gdzieś tam czai się lis ;-)


Malownicza droga przed Dolną.


Góra św. Anny w oddali.


Widok na południe.


Dane wyjazdu:
82.94 km 0.00 km teren
03:16 h 25.39 km/h:
Maks. pr.:55.01 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cabo

Jak można zapomnieć o getrach! :-)

Niedziela, 10 lipca 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 0

Z domu wyszedłem praktycznie dopiero przed dwunastą, za sprawą ogólnego rozbicia harmonogramu dnia :-) Przyczyną zaś takiego obrotu spraw, było panieńskie koleżanki, na którym długo bawiła się Ania ;-)


Oczywiście znowu zapomniałem kasku, ale tym razem postanowiłem się po niego wrócić :-) W Kłodnicy poczułem też lekkość w okolicach siedzenia. Nie ubrałem getrów! Jak mogłem o nich zapomnieć...? Prócz tego początek był standardowy, ale bardzo szybko okazało się, że już za pierwszym razem wypiłem praktycznie cała wodę z bidonu. Przez złą ocenę sytuacji, wziąłem z domu ledwie niecałą połowę jego pojemności! Na Górę św. Anny wbiłem się bezproblemowo i ogólnie jechało mi się bardzo dobrze :-) Brakowało tylko ostatniego biegu, gdyż nie miałem jeszcze czasu ustawić tylnej przerzutki, która straciła precyzję jeszcze w Portugalii. W Kamieniu Śląskim zaczęło mocniej prażyć i zacząłem odczuwać lekki dyskomfort jazdy, a za Gogolinem zaczęła się lekka walka z kilometrami. Zaraz za zjazdem z drogi wojewódzkiej wypiłem ostatnie małe dwa łyczki wody... Tempo jazdy spadło. Na podjeździe w Wysokiej wyprzedził mnie spalinowy rowerzysta krzycząc do mnie "dajesz, dajesz!". Tylko uśmiechnąłem się pod nosem. Po kilku chwilach mijałem go, gdyż coś w jego "rowerze" chyba nie chciało odpalić... Wkrótce wjechałem na szczyt Góry św. Anny, skąd zacząłem odliczać kilometry do domu :-) 

Na szczycie Góry św. Anny :-) Dzień był piękny i nie tylko ja chciałem z niego skorzystać :-) Wszystkie lokale były pełne, sporo ludzi kręciło się też po uliczkach :-)  


Otmice. Zatrzymałem się na sekundkę by odsapnąć i od razu dojrzałem pieniążka :-) W sakiewce na telefon miałem również znaleziony na placu zabaw grosik. Szkoda że wciąż brakowało do choćby najmniejszej butelki wody ;-) 


Zjazd w kierunku Wysokiej. Wypiłem ostatnie krople wody z bidonu :-) Mimo dyskomfortu z powodu braku czegoś do picia, oraz getrów i tak można cieszyć się jazdą :-) Dzięn był śliczny :-) 


Dane wyjazdu:
23.24 km 0.00 km teren
02:18 h 10.10 km/h:
Maks. pr.:25.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek

Rodzinne pinezkowanie w Raszowej :-)

Sobota, 9 lipca 2016 · dodano: 14.10.2016 | Komentarze 0

Po powrocie z Góry św. Anny zjedliśmy śniadanie i znów biegiem na dół ;-)


Z Kędzierzyna wydostaliśmy się laskiem na Kuźniczkach :-) Później troszkę się zakręciliśmy i do Raszowej musieliśmy jechać już główną. Oczywiście nie przeszkadzało nam to jakoś szczególnie :-) Na miejscu przystanęliśmy przy domu znajomych ale ich nie było, więc udaliśmy się na poszukiwanie punktów kontrolnych :-) Nieco po ponad godzinie mieliśmy uzbierane wszystkie, a duży udział w rodzinnym sukcesie miał Karolek :-) Bardzo dzielnie czytał i odnajdywał cyferki, a także nie bał się wcale, by dostać się w największe zakamarki :-) W drodze powrotnej udało się zamienić dwa zdania ze znajomymi, spadło na nas również kilka kropelek z nieba, a do domku wróciliśmy jadąc już praktycznie cały czas lasem :-) Po drodze Karolek i Kasia spróbowali nawet malinek rosnących na skraju lasu i okolicznych pól :-)

Wjazd do lasu okazał się być lekko utrudniony przez szlaban, oraz sporą ilość połamanych gałęzi.


Na miejscu w Raszowej :-) Humory dopisują, pozytywna energia wokoło nas :-)


opisz zdjecia ze zbierania ogolnie zbieranie blabla bla fajnie bylo, lub jeśli np. Karol zuch, niektórzy spali / relaksowali sie (Kasiaspala), to inny opis
Idea rodzinnego pinezkowania była genialna w swej prostocie! :-) Karolek zaangażował się maksymalnie i miał z tego super frajdę, Kasia relaksowała się w pełni, śpiąc w przyczepce, a my mieliśmy ogromną frajdę patrząc na to wszystko i biorąc oczywiście czynny udział :-) Nie obyło się bez wchodzenia w różne zakamarki, noszeniu Karola na barana, czy wspomaganiu przy dziurkowaniu kolejnych ząbków :-) Jednym słowem: pełna współpraca w świetnej atmosferze! :-)


Mapa w komplecie! :-)