Info
Ten blog rowerowy prowadzi Kosiek. Odkąd jestem na bikestats.pl przejechałem 34372.37 kilometrów. Średnia prędkość wynosi aktualnie 21.12 km/h - trochę mało, ale spowalnia mnie Balast ;-)Więcej moich rowerowych statystyk.
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Grudzień1 - 0
- 2019, Listopad2 - 0
- 2019, Październik4 - 0
- 2019, Wrzesień5 - 0
- 2019, Sierpień10 - 0
- 2019, Lipiec13 - 0
- 2019, Czerwiec7 - 0
- 2019, Maj1 - 0
- 2019, Kwiecień3 - 0
- 2019, Marzec1 - 0
- 2019, Luty2 - 0
- 2019, Styczeń1 - 0
- 2018, Grudzień1 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik4 - 0
- 2018, Wrzesień11 - 0
- 2018, Sierpień10 - 0
- 2018, Lipiec16 - 0
- 2018, Czerwiec12 - 0
- 2018, Maj16 - 0
- 2018, Kwiecień13 - 0
- 2018, Marzec4 - 0
- 2018, Luty5 - 0
- 2018, Styczeń4 - 0
- 2017, Grudzień3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Październik7 - 0
- 2017, Wrzesień4 - 0
- 2017, Sierpień20 - 0
- 2017, Lipiec17 - 0
- 2017, Czerwiec24 - 0
- 2017, Maj31 - 0
- 2017, Kwiecień6 - 0
- 2017, Marzec6 - 0
- 2017, Luty2 - 0
- 2017, Styczeń2 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad2 - 0
- 2016, Październik12 - 0
- 2016, Wrzesień7 - 0
- 2016, Sierpień17 - 0
- 2016, Lipiec9 - 0
- 2016, Czerwiec10 - 0
- 2016, Maj19 - 0
- 2016, Kwiecień18 - 0
- 2016, Marzec4 - 0
- 2016, Luty3 - 0
- 2016, Styczeń8 - 0
- 2015, Grudzień5 - 0
- 2015, Listopad4 - 0
- 2015, Październik6 - 0
- 2015, Wrzesień23 - 0
- 2015, Sierpień24 - 0
- 2015, Lipiec26 - 0
- 2015, Czerwiec22 - 0
- 2015, Maj26 - 0
- 2015, Kwiecień22 - 0
- 2015, Marzec25 - 0
- 2015, Luty19 - 0
- 2015, Styczeń14 - 0
- 2014, Grudzień8 - 0
- 2014, Listopad20 - 0
- 2014, Październik20 - 0
- 2014, Wrzesień5 - 0
- 2014, Sierpień6 - 0
- 2014, Lipiec6 - 0
- 2014, Czerwiec7 - 0
- 2014, Maj10 - 0
- 2014, Kwiecień7 - 0
- 2014, Marzec6 - 0
- 2014, Luty4 - 0
- 2014, Styczeń4 - 0
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad2 - 0
- 2013, Październik2 - 0
- 2013, Wrzesień4 - 0
- 2013, Sierpień11 - 0
- 2013, Lipiec7 - 0
- 2013, Czerwiec8 - 0
- 2013, Maj3 - 0
- 2013, Kwiecień2 - 0
- 2013, Marzec1 - 0
- 2013, Luty1 - 0
- 2013, Styczeń2 - 0
- 2012, Grudzień2 - 0
- 2012, Listopad3 - 0
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 0
- 2012, Sierpień21 - 0
- 2012, Lipiec21 - 0
- 2012, Czerwiec17 - 0
- 2012, Maj20 - 0
- 2012, Kwiecień5 - 0
- 2012, Marzec8 - 0
- 2012, Luty10 - 0
- 2012, Styczeń11 - 0
- 2011, Grudzień9 - 0
- 2011, Listopad13 - 0
- 2011, Październik4 - 0
- 2011, Wrzesień19 - 0
- 2011, Sierpień23 - 0
- 2011, Lipiec31 - 0
- 2011, Czerwiec22 - 0
- 2011, Maj27 - 0
- 2011, Kwiecień16 - 0
- 2011, Marzec14 - 0
- 2011, Luty7 - 0
- 2011, Styczeń7 - 0
- 2010, Grudzień9 - 0
- 2010, Listopad9 - 0
- 2010, Październik17 - 0
- 2010, Wrzesień24 - 0
- 2010, Sierpień22 - 0
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec5 - 0
- 2010, Maj1 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2014
Dystans całkowity: | 384.68 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 18:02 |
Średnia prędkość: | 21.33 km/h |
Maksymalna prędkość: | 49.60 km/h |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 64.11 km i 3h 00m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
99.50 km
0.00 km teren
04:25 h
22.53 km/h:
Maks. pr.:37.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Moszna. Wspominkowo :-)
Niedziela, 27 lipca 2014 · dodano: 30.07.2014 | Komentarze 0
Dzisiejszy wyjazd był zorganizowany bardziej na lajtowo. Spokojne śniadanie, leniwy poranek, później pobieżne planowanie trasy. Postanowiłem pojechać trochę tak, jak kilka lat temu, a przy okazji zobaczyć nowe miejsce - pałac w Dobrej. Karolek spał... Z domu wyszedłem o jedenastej.Jeszcze na Kozielskiej spotkałem dzisiejszego solenizanta - Łukasza :-) Spacerował z córką, chwilę pogadaliśmy :-) Bardzo szybko dojechałem do drogi rowerowej. Tempo było naprawdę bardzo dobre! W zasadzie nie odpuszczałem naciskając na pedały. Dzień robił się gorący. Łykając kilometry, szybko dojechałem do wiatraka w Łowkowicach. Następnie odbiłem w kierunku Dobrej, gdzie nie udało mi się znaleźć pałacu. Trasę wytyczyłem sobie nieświadomie do kościoła. Pałacu już szukać nie chciałem, ponieważ średnią jazdy miałem bardzo fajną - na tym etapie wynosiła powyżej 25 km/h. Trochę na pocieszenie odnalazłem za to Aleję Lipową, gdzie może kiedyś wybierzemy się z Karolem :-) Niestety czekał mnie teraz przejazd leśnym duktem, który był na tyle nieciekawy, że na tak krótkim odcinku znacznie pogrzebał średnią. Gdy jechałem już mocno rozpędzony asfaltem dolatując do Strzeleczek, drogę przebiegł mi zając! :-) I tym razem szkoda mi było prędkości, więc nawet nie wyciągałem aparatu. I po co mi ten pokrowiec? ;-) Niebawem dotarłem do polnej drogi, której szukałem gdy byliśmy w Mosznej z Karolem, a którą kiedyś jechałem do Opola. Po raz pierwszy uzupełniłem bidony i wydawało się, że wody spokojnie wystarczy mi na cały dzisiejszy wyjazd.
Na miejscu pokręciłem się tylko chwilkę, chcąc w drodze powrotnej utrzymać dobre tempo jazdy. Początkowo asfaltem nie jechało się jeszcze źle, choć zaczął mi doskwierać żołądek. Niestety absolutnie wszystkie sklepy były pozamykane! Przed Buławą zatrzymałem się na chwilkę. Słońce już dosłownie prażyło z góry. Cały czas jednak jeszcze dosyć mocno kręciłem korbą, więc kilometry jakoś uciekały :-) Na wlocie do Pisarzowic przypomniał mi się zimowy wypad do Opola :-) Gnałem dalej, chcąc nie chcąc dojeżdżając asfaltem do wioski Kierpień. Trochę byłem zły sam na siebie, bo trasę wyznaczyłem sobie drogą polną, ale teraz nie byłem już pewien, czy na Osobłodze będę miał możliwość przedostania się na drugi brzeg. Ostatecznie uznałem jednak, że może i dobrze się stało. Między polami mogłem stracić zbyt dużo czasu i energii, choć nie powiem - ewentualna rześka przeprawa przez płytką rzeczkę, gdyby nie było tam mostku, trochę namąciła mi w wyobraźni ;-) Słońce cały czas grzało! W Rzepczach zrobiłem sobie pierwszy regeneracyjny przystanek. Od tej pory takie przystanki będę miał co jakiś czas, a każdy następny będzie spowodowany coraz to gorszym samopoczuciem. Jakby tego było mało, w Kórnicy ostro pogonił mnie pies, a później już na wylocie, musiałem zjechać na pole, uciekając przed ciągnikiem, z mega ogromną przyczepą. Oczywiście wzbijali tumany kurzu. Że nie minęliśmy się kilkadziesiąt metrów wcześniej, gdy jechałem jeszcze asfaltem... Wszystko przez tego psa ;-) Dalej również nie było lepiej. Wjechałem na wyboistą polną drogę, usianą pokruszonymi cegłówkami, oraz błotnistymi kałużami. Na szczęście nie łamiąc się, całkiem sprawnie dotarłem do Rozkochowa, gdzie już rozglądałem się naokoło, za otwartym sklepem. Niestety... Największe rozczarowanie przeżyłem jednak w Walcach, gdzie znalazłem po drodze duży jak na tą wieś kompleks handlowy, markowany jedną z sieci spożywczych. Na zamkniętych na cztery spusty drzwiach, ujrzałem jedynie informację, iż lokal jest do wynajęcia... Postanowiłem z uniesioną głową zmierzyć się z losem i po prostu dalej gnać przed siebie - na ile starczy mi sił w nogach. Po drugiej stronie drogi krajowej, na dojazdówce do przeprawy promowej, odczuwałem już jednak znacznie, wpływ bardzo mocno grzejącego słońca. Chciałem tylko wjechać do lasu. Dodatkowo chwilowy podmuch z tyłu nałożył koszulkę na moje plecy. Była gorąca, a ja od razu zwiększyłem ciepłotę ciała chyba o kilka stopni! W lesie zrobiłem sobie może nawet dziesięciomiutową przerwę, kolejną podobną za Poborszowem. Odliczałem kilometry do Koźla. Ostatecznie uznałem, że podciągnę do Promenady, a tam zrobię zakupy i zatrzymam się ostatni raz na dłuższą chwilę. Cały czas kręciłem korbą. Miarowo, choć już bez świeżej energii. Utrzymywana prędkość około dwudziestu kilometrów na godzinę, pozwalała jeszcze sprawnie pokonywać dystans. Za budynkiem elektrowni, jakiś kilometr przed planowanym miejscem postoju, postanowiłem więcej się nie forsować. Zatrzymałem rower i zadzwoniłem do Łukasza. Nie odbierał... Nie miałem więc wyjścia. Musiałem jechać dalej. Może i dobrze się stało, bo jednak udało mi się przekroczyć jakąś granicę, ale cena była wysoka. Gdy wturlałem się do domu, rzuciłem sakwę, zdjąłem rękawiczki nie martwiąc się zupełnie tym, że jedna z nich spadła z szafki na podłogę, przebłyskiem świadomości odłożyłem licznik i nawigację na półkę wyżej, aby Karolek nie zechciał się nimi bawić i rzuciłem się bez koszulki na sofę... Gdyby nie dobiegające z otoczenia hałasy, pewnie z miejsca zapadłbym w sen. Tak, zaliczałem jedynie pierwsze fazy snu. Było ostro. Dystans standardowy, ale warunki już nie. Dobrze, że udało się dojechać. Mimo trudnego powrotu, do domu wszedłem tylko piętnaście minut po zaplanowanym na szestastą-szestastą trzydzieści czasie powrotu. Swoje zrobiły długie przystanki na ostatnich kilkunastu kilometrach. Tempo jazdy do Mosznej, było jednak fajną bazą :-)
Nowe rondo przy ulicy Gliwickiej. Jeszcze nie oddane do użytku.
Za Poborszowem, pędzę nowo poznanym polnym traktem. W oddali Góra św. Anny. Słońce już grzeje :-)
Za Kamionką. Kolejny polny trakt, po którym frunąłem ponad 25 km/h. Gdyby nie te urozmaicenia w nawierzchni, średnia z całego wyjazdu byłaby dużo fajniejsza :-)
Przejazd przez las za Brożcem.
Nagły przystanek. Już byłem mocno rozpędzony :-)
"Na tym zakręcie w prawo, my pojedziemy w lewo" :-))
Nieopodal wiatraka w Łowkowicach
Czy ten obraz nie wydaje się być znajomy? :-)
Niechcący odwiedzony kościół w Dobrej.
Przy Alei Lipowej.
Ostatni postój przed Moszną i napełnienie bidonów.
Przez ten postój nie dojechałem do Mosznej ze średnią 24,5 km/h ;-)
Gorące zwiedzanie na gorąco ;-)
Nie ma tak źle ;-)
Bocian za Pisarzowicami.
Ucieczka przed tumanami kurzu :-)
W Walcach przy wspominkowym miejscu :-)
Przystanek przy kapliczce za Antoszką. Zaczynało być nieciekawie...
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-)
Dane wyjazdu:
33.98 km
0.00 km teren
01:50 h
18.53 km/h:
Maks. pr.:33.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Wycieczka z trzema przeprawami ;-)
Sobota, 26 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 0
Dzisiejszy wyjazd był już mniej spontaniczny od wczorajszego :-) Dzień mocno zachęcał do kręcenia korbą, więc zaraz po śniadaniu i wytyczeniu trasy, wybraliśmy się z Karolem na przejażdżkę :-)Bąbel aż do działkowego skrótu przed obwodnicą nawoływał mamy. Buzię zatkały mu smoczki ;-) W lasku przed Kuźniczkami, czekała nas pierwsza przeprawa - na całej szerokości ścieżki leżały porozrzucane gałęzie. Wpierw musiałem prowadzić Antka, później trzeba było nawet kilka sporych gałęzi przerzucić nieco na bok i dopiero na samym końcu udało się nam jakoś powoli przejechać przez ostatnią stertę. Później już szybko dojechaliśmy do odświeżonej drogi rowerowej, którą nadzwyczaj sprawnie i przyjemnie dotarliśmy do Koźla. Oby nawierzchnia wytrzymała przez długi czas tak, abyśmy mogli zapomnieć, że kiedyś był to najgorszy etap każdej z wycieczek która tędy przebiegała.
Na Wyspie natknęliśmy się na moją wychowawczynię z podstawówki :-) To było miłe spotkanie :-) Szybko przecięliśmy park i wyprzedzając parę sakwiarzy na drodze do Kobylic, odbiliśmy w kierunku Dębowej. Słońce już mocno grzało.
Niebawem dojechaliśmy do polnej kapliczki gdzie zauważyłem, że Karol już nie śpi. Wyciągnąłem go więc na małą przebieżkę, z której ciężko go było zawrócić ;-) Trzeba było użyć perswazji ręcznej, tzn. wziąć go na ręce i włożyć do przyczepki ;-)
W Kobylicach uznałem, że nie będziemy wracali się w kierunku obwodnicy, aby wjechać na wały. W zamian jechaliśmy cały czas asfaltem ale myślę, że była to dobra decyzja, ponieważ nie wiadomo było jak zachowa się świeżo obudzony Karol (ostatnio ma jakieś fochy ;-) ), na polnej drodze mogło być mokro, a poza tym temperatura była znacznie wyższa niż przypuszczałem, a moje niedostateczne zapasy wody kurczyły się bardzo szybko. Wjeżdżając do Landzmierza, zobaczyłem na jednym z podwórek ciekawy model BMW. Już kiedyś go tu widziałem, ale dopiero teraz była okazja, by zrobić mu zdjęcie :-) W Cisku znaki drogowe przypomniały mi o tym, że most na Odrze jest zamknięty! Korzystając z okazji zapytałem przejeżdżającego rowerzystę o możliwość pokonania tej przeszkody. Ponoć dało się przejechać, choć na miejscu był ponoć mega nieład. Faktycznie na miejscu działo się sporo :-) Miałem też chwilkę niepokoju, gdyż w pierwszej chwili nie zauważyłem możliwości przejazdu, ale ostatecznie spokojnie daliśmy radę :-) Nowy most prezentuje się całkiem okazale :-)
Na polnej drodze zaczęliśmy uciekać przed traktorem, ale zatrzymaliśmy się akurat na tym polu, na które traktorzysta zamierzał zjechać :-) Pomknęliśmy więc dalej, ale nie za daleko ;-) Tuż za zakrętem czekała nas trzecia przeprawa, gdyż na całej szerokości drogi leżało pocięte drzewo. Na szczęście przy pomocy jednego z panów drwali wdrapaliśmy się na wał i chwilę później śmigaliśmy już dalej przed siebie :-)
W Starym Koźlu postanowiłem ponownie zmienić przebieg trasy i zrezygnować z przejazdu niebieskim szlakiem, który również mógł być usłany kałużami. Zacząłem też mocniej cisnąć i sprawiało mi to lekką satysfakcję :-) Schłodziliśmy się w lasku, spoglądając wcześniej na przejeżdżającą ciufcię :-) Gdy dotarliśmy do domu, było już bardzo gorąco :-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-), z Bąbelkiem :-)
Dane wyjazdu:
12.21 km
0.00 km teren
00:37 h
19.80 km/h:
Maks. pr.:27.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Jedziemy pograć w piłę :-)
Piątek, 25 lipca 2014 · dodano: 28.07.2014 | Komentarze 0
Na przywitanie weekendu, ni z tego, ni z owego, bez wyraźnego bodźca, wybraliśmy się z Karolkiem na krótki rowerowy wyjazd, aby poganiać trochę za piłką na placu zabaw poza miastem.Dojazd na miejsce był bardzo spokojny. Bąbel kilka razy zawołał za mamą. Najpewniej jest to efektem tego, że teraz przebywa z nią przez cały dzień. Gdy już dojechaliśmy na miejsce, zaczęliśmy od zjeżdżalni, później przez ułamek sekundy była huśtawka, a na koniec pokopaliśmy piłkę :-) Wychodząc stamtąd, spotkaliśmy księdza Jarka, który nauczał mnie religii jeszcze w podstawówce :-) Oczywiście zamieniliśmy kilka zdań :-) Później popędziliśmy do domku, chwytając jeszcze ciepłe słoneczne promyki :-)
Kategoria z Bąbelkiem :-), Krótko, nie zawsze na temat ;-)
Dane wyjazdu:
9.28 km
0.00 km teren
00:30 h
18.56 km/h:
Maks. pr.:28.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Wytartym szlakiem na plac zabaw :-)
Wtorek, 22 lipca 2014 · dodano: 22.07.2014 | Komentarze 0
Po powrocie do domu czułem, że muszę gdzieś wyjść i wywietrzyć głowę. Wybór był jasny - rower :-) Trzeba było jednak tylko odpowiedzieć na pytanie, czy będę jechał sam, czy z Karolkiem. Mimo teoretycznie późnej pory, bardzo chętnie chciałem zabrać Bąbla na przejażdżkę. Środek sezonu, a my prawie nie jeździmy. Z pomocą mamy bardzo szybko zebraliśmy się do wyjścia :-)Słońce schowało się za chmurą i zaczął trochę wiać wiatr. Gdy wyruszaliśmy, Karolek zawołał "mama" i robił tak co jakiś czas podczas tego wyjazdu. Niebawem dojechaliśmy już do niebieskiego szlaku, gdzie czuć było świeżo skoszonym zbożem :-)
Jechało się nam bardzo swobodnie pod warunkiem, że nie wiał wiatr. A że wiał od czasu do czasu w przeciwnym kierunku, musiałem nieco mocniej spinać mięśnie. Relaks jednak był :-) Taka przejażdżka to super sprawa :-) Gdy dojechaliśmy do Brzeziec, zatrzymaliśmy się przy placu zabaw, gdzie Karolek zjeżdżał ze ślizgawki na wszystkie możliwe sposoby: na tyłku, na brzuszku, samolotem na rękach taty, czy odważnie - lądując przy tym pupką bezpośrednio na ziemi :-) Na krótką sekundę poszliśmy też na huśtawkę :-) Odjeżdżaliśmy stamtąd z lekkim płaczem ;-)
Z Brzeziec wyjeżdżaliśmy wzbudzając lekkie zainteresowanie mijanych ludzi, przejechaliśmy kawałkiem azotowego skrótu i jadąc w długich promieniach słońca, dojechaliśmy do domku :-) Relaks ;-)
Kategoria Krótko, nie zawsze na temat ;-), z Bąbelkiem :-)
Dane wyjazdu:
187.92 km
0.00 km teren
08:06 h
23.20 km/h:
Maks. pr.:40.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Częstochowa
Sobota, 19 lipca 2014 · dodano: 20.07.2014 | Komentarze 0
Z zamiarem wyjazdu do Częstochowy, nosiłem się już od kilku lat. W zasadzie zamysł ten pojawił się jeszcze za młodych czasów Kosi. Wczoraj ni z tego, ni z owego rzuciłem hasło i wieczorem, zacząłem leniwie przeglądać mapy. O poranku czekały mnie perypetie spaniowo-bidonowo-czasowe :-) Nie mogłem ruszyć się z łóżka. Gdy już je opuściłem (z czynną pomocą Karolka ;-) ) okazało się, że po ostatnim wyjeździe zapomniałem wyjąć bidony z koszyków. Wszystkie dodatkowe czynności, przekładały się na opóźnienie na starcie. Ostatecznie wyjechałem jakoś o ósmej trzydzieści, żegnany przez rodzinkę, spoglądającą na mnie z balkonu :-)Początek trasy chciałem przejechać na luzaka, wmawiając sobie, że mam cały dzień do dyspozycji. Nie wiadomo jednak kiedy, średnia urosła bardzo szybko. Dzień zapowiadał się słoneczny, pogodny i bardzo ciepły - wręcz gorący. W Ujeździe nieco pobłądziłem na własne życzenie, ale wziąłem to za dobrą monetę - dodatkowy dystans, bo być może uda się przekroczyć dwieście kilometrów :-) Trasa GPS mówiła co prawda co innego, ale cóż szkodziło mieć nadzieję? ;-) Gdy już wjechałem na trasę, zaczęło się bicie kilometrów. Szło mi to całkiem sprawnie, choć momentami koszulka mocno powiewała na wietrze. W Słupsku sfotografowałem ciekawy kosz do gry w piłkę, czego nie zrobiłem jadąc tędy ostatnim razem. W zasadzie, to trasa na tym etapie była układana pod ten kosz ;-) W Toszku natknąłem się na roboty drogowe, ale dla Antka nie były one problemem :-) Później miałem za to duży spokój, bo kierowane objazdem samochody, praktycznie wcale nie nękały mnie na tym odcinku drogi. Ja natomiast prułem równiutkim asfaltem :-) Za Tworogiem zacząłem już odczuwać pierwsze symptomy lekkiego zmęczenia, ale świetna leśna droga mocno zachęcała mnie do jazdy! :-) Muszę również wspomnieć o tym, że od samego początku wyjazdu obserwowałem nawierzchnię pod kątem ewentualnego przejazdu szosówką :-) Tak, tak... ;-) W Koszęcinie zjechałem do pałacu, obecnie siedziby Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk". Otoczenie, oraz pogodowa aura, dawały bardzo fajny klimat :-) W jednej z przedczęstochowskich miejscowości doszedłem młodzieńca na wysłużonym rowerze bez przerzutek. Mimo podjęcia próby, nie udało mi się go wyprzedzić! :-) Miałem co prawda już swoje kilometry w nogach, ale trzeba oddać, że młody mocno jechał! :-) Gdy zjechał z głównej, cały czas patrzyłem w jego stronę. Na szczęście odwrócił głowę. Pokazałem mu uniesiony kciuk. W odpowiedzi otrzymałem pozytywny i szczery uśmiech :-) Fajnie było :-) "Wyścig" odbył się przy prędkościach 30-35 km/h.
Kilkanaście kilometrów przed Częstochową, wzmożył się ruch samochodowy. Dodatkowo zaplanowana przeze mnie trasa, prowadziła gruntową i wyboistą drogą. Na szczęście przejechałem ją w miarę szybko :-) Gdy już dotarłem na miejsce, odsapnąłem chwilę na murku i pokręciłem się po okolicy. Nie za długo, by móc w porę wrócić do domu. Wyjeżdżając obrałem inny wariant trasy. Asfalt był jednak dużo bardziej wskazany ;-) Niestety słońce waliło teraz z całych sił. W Dębowej Górze przystanąłem na dłuższą chwilę. Jadąc na otwartym trenie słońce jednak dosyć mocno dawało się we znaki. Wcześniej minąłem tablicę reklamową, pokazującą również temperaturę. Na wyświetlaczu odczytałem wartość 42,5 stopnia Celsjusza. Może nie warto w stu procentach wierzyć odczytowi, ale gorąco było na pewno! Po drodze spotkałem jeszcze cyklistę z Wodzisławia, pytającego o drogę. Pogadaliśmy krótką chwilkę. Przed Tworogiem postanowiłem skorzystać też z rozmieszczonych wzdłuż leśnej trasy miejsc postoju. Na chwilę słońce schowało się za chmury. W Tworogu zatrzymałem się na zakupy, pożywiając się też przeterminowaną maślanką ;-) W panujących warunkach uznałem, że jest mi to obojętne ;-) Poza tym, to tylko jeden dzień, a jaka oszczędność w portfelu ;-) Dalej połykałem kilometry, a gdy dotarłem do Toszka, poczułem się, jakbym już prawie był w domu :-) Postanowiłem zrezygnować z objazdu zbiornika w Pławniowicach i udać się prosto do domu. Gdy wyjeżdżałem z Ujazdu, usłyszałem skierowane do mnie "cześć!". Odwróciłem głowę i po chwili dobierania skojarzeń, rozpoznałem kolegę ze szkoły średniej. Cóż za spotkanie! Nie zatrzymywałem się jednak już, jadąc dalej przed siebie. Dojazd do domu od Blachowni, to była już formalność. Aneczka czekała na mnie przed blokiem... z zakupami gotowymi do wtachania na samą górę ;-) Nie ma to, jak zgrać się na mecie ;-)
Przy Kanale Gliwickim. To dopiero początek wyjazdu... :-)
Nieopodal Jeziora Pławniowickiego. Grafficiarze ostrzegją ;-)
Sławny i jakże oryginalny kosz do gry w piłkę ;-)
Super fajna droga w lesie za Tworogiem.
Kościół pw. Jana Chrzciciela w Bruśku, datowany na koniec XVII wieku, będący częścią szlaku architektury drewnianej województwa śląskiego.
Znajomy widok :-) Jakbym był u siebie ;-)
Pałac w Koszęcinie. Za oknami przy szlabanie grała muzyka i hulały dziewuchy :-)
Nieopodal miejsca postoju.
Po krótkiej przerwie ponownie na trasie :-)
Na Jasnej Górze :-)
Przystanek w Dębowej Górze. Słońce mocno dawało z samiusieńkiej góry.
Kilka kilometrów dalej, na kolejnym postoju. Na szczęście już w lesie, nie na otwartej przestrzeni.
Pomnik w Koszęcinie, poświęcony Walentemu Roździeńskiemu.
Jedno z wielu miejsc postoju, rozlokowanych na super fajnej drodze nieopodal Tworogu.
Sławna maślanka zakupiona w Tworogu ;-)
Postój na wysokości wsi Wiśnicze. W oddali żniwa na całego :-)
Kategoria Całodniowe (za)kręcenie ;-)
Dane wyjazdu:
41.79 km
0.00 km teren
02:34 h
16.28 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Antek
Ponowny wjazd Karolka na Górę św. Anny
Sobota, 12 lipca 2014 · dodano: 12.07.2014 | Komentarze 0
Planując trasę, ze zdziwieniem zorientowałem się, że ostatni wyjazd z Karolkiem był w końcu maja! Taki piękny rowerowy miesiąc jak czerwiec, a nie było nawet kiedy wybrać się na rower. Nawet podczas urlopu! Dziś nadszedł dzień, gdy należało to zmienić!Pierwszą atrakcją na trasie, był wiadukt kolejowy na Kuźniczkach. Karolek zachwycał się nim, gdy przejeżdżaliśmy pod nim zarówno tam, jak i z powrotem :-) Początkowo wydawało się, że może być tylko co najwyżej ciepło, ale bardzo szybko temperatura wzrosła. Za Kanałem Gliwickim zjechaliśmy w las.
Gdy przejeżdżaliśmy przez leśny wiadukt, w oddali widać było już pociąg. Wykorzystałem tą sytuację, aby pokazać Bąblowi ten wielki żelazny twór :-)
Tempo jazdy wzrosło dopiero w Raszowej, gdy zaczęliśmy jechać asfaltem. Było już fajnie ciepło, a dzień dopiero się rozgrzewał :-) Zjechaliśmy w kierunku Krasowej, skąd widać już było cel naszego wyjazdu :-) Tym razem postanowiłem ominąć szlak, aby jak najwięcej jechać asfaltem ;-)
Jechało się nam bardzo sprawnie. Zrobiło się też bardzo spokojnie, gdyż Karolek zasnął. Po cichu liczyłem na to, że uda mi się wjechać na szczyt przed wybudzeniem się ze snu, mojego małego towarzysza. Przy drodze Trzech Braci pozdrowiłem rowerzystę będącego na postoju i zacząłem zwiększać kadencję już u podnóża. Jechało mi się naprawdę fajnie! Trochę męczyłem mięśnie, ale cieszyło mnie to :-) Wyprzedziłem nawet jakiegoś rowerzystę, jadącego na lekko, a kolarz którego wypatrzyłem za swoimi plecami, wyprzedził mnie dopiero przy skrzyżowaniu obok zajazdu. Co prawda jechał na pewno na luzie, ale jakąś tam połowiczną satysfakcję mam ;-) Ogólnie wyszedł mi bardzo fajny, semi sportowy podjazd z przyczepką :-) Karolek może być fajnym narzędziem treningowym ;-) Tuż u podnóża samego szczytu, wywołaliśmy prawie euforię dużej grupy kobiet, widzących nasz rowerowy zestaw :-) Niebawem dotarliśmy do naszego punktu widokowego :-)
Zgodnie z planem zjechaliśmy w dół, ale ku mojemu zaskoczeniu, asfalt szybko się nam skończył :-) Jechaliśmy więc gruntową drogą, wypłukaną miejscami przez wodę :-) Przy okazji trafiliśmy na kilka kapliczek, które ponoć w liczbie czterdziestu sztuk, okalają Górę św. Anny.
Dalej czekał nas techniczny zjazd, okraszony kamieniami. Przyczepka spokojnie dała sobie rady :-) Niestety tuż przy ulicy, natknęliśmy się na rozłożyste błotne bajorko, a próba ominięcia go wysoką miedzą, zakończyła się oparciem tyłu przyczepki o metalową balustradę. Wprowadzając zestaw na górę nie wyrobiłem się przy drzewie i manewrując, nie byłem w stanie ponownie podciągnąć nas do góry. Pomoc przyszła na szczęście bardzo szybko :-)
Na asfalcie przycisnęliśmy, wracając w kierunku Kędzierzyna tą samą drogą. Tempo jazdy było wyższe, podobnie jak temperatura powietrza :-) Ogólnie zrobił się naprawdę bardzo ładny dzień :-) Gdzie te chmury i grad, którym straszyli nas w mediach? Ptaszki śpiewały, motylki latały. Piękny wyjazd ojciec-syn! :-)
Za przejazdem kolejowym w Raszowej, musieliśmy już częściej przystawać. Na pierwszym postoju, Karolek pochodził sobie trochę po pokrzywach, ale później jakby nie bardzo wykazywał objawy poparzeń. Twardy jest ;-)
Na kolejnym postoju rzucaliśmy kamyczkami w drzewo, a Karolek zaliczył siad na pupce przy błocku :-) Wcześniej był też "pam brum brum", czyli pan w traktorze pracujący przy ścince drzew, którego musieliśmy ominąć jadąc obok drogi, która na tym odcinku była wyjeżdżona i mocno okraszona błotem.
W lesie jeszcze nas trochę wytelepało, ale nie lubiący tego Karolek przetrzymał dzielnie ten etap :-) Wjeżdżając na asfalt, zaczęliśmy dużo szybciej pokonywać dystans, fajnie deptając sobie w drodze do domku :-)
Kategoria Wypady, nie w(y)padki ;-), z Bąbelkiem :-)